Ooo, mój podpis w podpisie dwa posty wyżej
Wrr. Ale mnie matka wnerwiła. Dzwonie do niej 20 minut przed końcem jej pracy i pytam: przyjść po Ciebie i pójdziemy na zakupy czy najpierw przyjdziesz do domu?
Przyjdź, pójdziemy od razu.
No to przyszłam. Czekałam 30 minut aż policzy kase, odda recepty i takie tam pierdoły, mówiłam, że sie spiesze. Wychodzimy z apteki: ale ja musze najpierw pójść do szpitala.
Nosz, kur....de. To po jaką cholere siedziałam 30 minut w aptece czekając na nią?! Żeby pójść sama do tego cholernego sklepu? Mogłam to zrobić 30 minut wcześniej, mieć z głowy i zająć sie czymś pożytecznym (ot, choćby skończyć sprzątanie)
I jeszcze pretensje, że do ojca nie chce iść. Szkoda, że nie widzi, że ja już dzisiaj u niego byłam, zdążyłam zanieść wszystko co chciał i opierdzielić pielęgniarke, że skończona kroplówka wisi sobie już od godziny i ojciec nawet wstać przez nią nie może (alarmy przy łóżkach oczywiście nie działają...). A teraz na prawde mam dużo roboty, bo calutkie 150metrowe mieszkanie, 35 zwierząt i babcia są na mojej głowie...
Kuźwa, czy wszyscy muszą usilnie próbować zepsuć mi dobry humor?
