Nue, Delilah - nutri był w użytku, na spodku lub na palcu kiedy już wszystko inne było "be".
Strzykawką nie, Baruch jadł jak ptaszek, ale przez cały czas jadł sam. Nie chciałam mu pchać na siłę, żeby się nie zniechęcił do rzeczy, które jeszcze jako tako toleruje.
Souzzie - podskórnie, ale florę i tak podawałam, bo antybiotyk, mimo że nie ma bezpośreniej styczności z florą jelitową, dosięga ją i niszczy przez krwiobieg.
A teraz: Byliśmy wczoraj u kontroli i lekarz nas zaskoczył oznajmiając, że Baruszadusza jest zdrowy
Jechałam z cichą nadzieją, że zmieni nam antybiotyk na jakiś doustny, bo małe białe jest już pokłute niemiłosiernie, a nie powiedziałabym, że doszedł kompletnie do siebie (po względnie cichym piątku i sobocie, niedziela przyniosła porfirynę aż na brodzie i nowe świsty) - a tu takie stwierdzenie !
Mamy kontynuować witaminy i florę (dał nam jakąś typowo dla zwierząt).
Brak apetytu, jego zdaniem, nie jest związany z antybiotykiem. Może ze zbyt kalorycznym jedzeniem (tylko że dostawał kaloryczne, właśnie dlatego, że nie jadł zwykłego – błędne koło

) ?
Zęby i gardło, jeszcze raz dokładnie obejrzane, zostały ocenione na zdrowe i zdatne do użytku.
Apetyt ma ponoć wracać stopniowo. Trzymam za słowo.
Wczoraj to wszystko było jeszcze abstrakcją - jechałam tam z chorym i zmarnowanym (w moim mniemaniu) zwierzem, a wracałam z cudownie ozdrowiałym (opinia lekarza). Dziś wypada mi, acz jeszcze nie dowierzając całkowicie, przyznać rację specjaliście - Baruch wygląda dobrze, jest ruchliwy lecz cichy oddechowo, zszamał sporo kukurydzy gotowanej, kurczaka...
może, może...
Już nie pierwszy raz ten lekarz zaskakuje zupełnie inną praktyką leczenia niż te, o których można poczytać na forum. Do tej pory skutecznie, chociaż całkowicie moich wątpliwości to nie rozwiewa: dyskusyjne leki, czas ich stosowania – do ustania objawów zaleca się pociągnąć antybiotyki trochę dłużej - on od razu odstawia, żeby nie przeciążać organizmu (dożywotnia antybiotykoterapia, o którą go zagadnęłam, to dla niego hererezja), diagnozował tylko na podstawie osłuchu...
Nie będę wybiegać myślami mocno naprzód, bo perspektywy rysujące się przed Baruchem nie są wesołe, uszkodzone serce będzie powodować kolejne i kolejne zapalenia …
Trzeba wykorzystywać czas kiedy jest dobrze (jeśli jest dobrze).
Baruch wczoraj 7 godzin spędził w podróży więc do szczupakowa powrócił bardzo radosny.
W ostatnich dniach mimowolnie wypielęgnowaliśmy wespół pewien zwyczaj, który doprowadza do pasji inne szczupaki: podkarmianie przez pręty

.
Podając miękisz chleba, makaron czy owoc w formie szczypty przez pręty, jogurt na czubku palca, liczę, że kilka dodatkowych kalorii trafi do Baruszego brzucha. Motywy Barucha w tej grze, podejrzewam, są tyleż gastronomiczne co rozrywkowe. Jak to fajnie okiwać resztę szczupaków cisnących się po kąski, które jakimś szczęśliwym trafem lądują tylko w jego buzi

.
Wprawę w zawodach nabyliśmy z Baruchem taką, że jedzonko w prawie że bezstratnie trafia tam gdzie jest kierowane. Mimo stada hien, które również szczerzy zęby do smacznych kąsków.
Nie dziwota, że szczupaki, których tusza nie kwalifikuje do tego typu dokarmiania (nie mniej niż oni sami nad tym boleję), rozgoryczone rezygnują po jakimś czasie i smętnie idą rozłożyć swoje niekochane cielska po hamakach.
A wtedy najczęściej okazuje się, że i Baruszadusza właśnie stracił ochotę do jedzenia. Cyrk
