Nie zawsze powodem przygarniania kolejnych szczurów była u mnie miłość

Czmysia wzięliśmy dla Froda, żeby nie był nieszczęśliwy. Pokochaliśmy go także, ale to przyszło później

Ryjek też był przykładem na to, że miłość może przyjść z czasem... z początku tylko go oswajaliśmy, żeby przyszły domek miał łatwiej. Potem zrobiło mi się żal - tego, że my oswajamy, a ktoś sobie przyjdzie na gotowe i weźmie

i samego Ryjka, którego nikt nie chciał. Tzn. zgłosiła się jedna osoba, wstępnie nawet byłam na tak, ale z perspektywy czasu jestem szczęśliwa, że do tego nie doszło (osoba była może ok, ale mieszka z facetem, który na drugim forum dostał bana za trollowanie i nie zaryzykowałabym, że oddam szczura do domu, w którym mieszka ktoś taki).
Ale szybko i tak zrezygnowała, bo za daleko. Bo nie ma co starać się o transport. Bo po co, komu by zależało na szczurze...
Nikomu nie zależało na trudnym, gryzącym szczurku. A więc dobrze - skoro nikt go nie pokochał, pokochaliśmy go my

Ryjek się zmienił, na rękach człowieka jest przylepą, trochę nerwowo reaguje na łapanie go, ale już nie gryzie. I nikomu go nie oddam, nie ma mowy
Z Mlekołakiem było jeszcze inaczej, bo na początku tak się zakochałam w całej piątce, że aż się rozpłakałam na myśl o oddaniu ich

Potem szybko się jednak ogarnęłam i poznajdowałam im domy. No i został taki cudak, z białą mordką i cudnym, lekko zdziwionym wyrazem pyszczka. Pierwszy zjadał mi kaszkę z palca. Pierwszy biegł na ręce. Wyraźnie od początku pracował sobie na to, żeby go zostawić
