Wracam chociaż na chwilę aby napisać co u nas. Choć tak naprawdę to chyba bez większych zmian.
Młody nadal jest słodziarsko-miziastym przytulasem

Jak weszłam do domu po podróży (oczywiście musiałam się od razu z nim przywitać

) pierwsze co zrobił to zaczął mnie lizać i iskać po dłoni
Szczurków, z miotu na który liczyłam niestety nie będzie, wszystkie urodziły się martwe

Powoli już pogodziłam się, że Młody niestety będzie sam.
Dzisiaj umyłam i rozłożyłam/złożyłam(?) klatkę. Tak naprawdę to nie była już używana od dawna, nawet PJ przez ostatnie kilka miesięcy jej nie używał. Stała, bo jakoś ciężko było mi ją rozłożyć i schować.. Mimo, że jej nie używali to miałam jeszcze tę myśl, że jeszcze są, że nie mogę jej spakować, bo to oznaczałoby koniec
Młody w niej w ogóle nie przebywa, a bez sensu żeby stała i się niszczyła.
Jakoś tak pusto teraz bez niej i smutno, bo to uświadomiło mi, że moje kochane urwisy już nie wrócą... ogromna pustka...
Ostatnio jak mnie nie było, przyszła do nas kartka od weterynarz do której chodzimy. Takie jakby kondolencje po odejściu PJ'a. Hmmm trochę dziwne, ale też z drugiej strony miłe.
A tak w ogóle to ciężko mi jeszcze oglądać zdjęcia PJ'a. Nadal czuję smutek, brakuję mi go...