Dziękujemy Wam ogromnie za kciuki i wsparcie, to dla nas ważne
Tak jak Michał pisał, wygląda to przysadkowo, mamy podwoić dotychczasową dawkę dostinexu i obserwować. Powinna wrócić do zwykłej sprawności. Dotąd przysadka nie wariowała, guzki się uspokoiły, odkąd w grudniu wyciachaliśmy ostatniego. Widać jednak franca nie śpi
Dziś jest niestety gorzej, niż wczoraj, wczoraj Kluszonek przebierała stópkami, dziś raczej się za nią ciągną trochę. Daje jednak radę jako tako poruszać się po klatce, nie życzy sobie niańczenia i pomocy i w ogóle robienia z niej jakiejś sieroty. Może ma rację, w końcu zeszła z koszyka pod sufitem na sam dół samodzielnie. Chciała zejść z najniższego tarasu po pochylni na parter, nie mogła sobie poradzić, ale jak chciałam pomóc, to wdrapała się z powrotem na taras i czekała, aż zabiorę rękę. Spróbowała jeszcze raz i pół zeszła, pół zjechała, po czym dobrała się do warzyw. Jakoś też dała radę dostać się do norki przy dolnych drzwiczkach, ale zejście po nich nie poszło jej za dobrze, sturlała się z lejącym wdziękiem kompletnie zalanego pijaczyny.
Przednie łapeczki działają raczej normalnie, podpiera się raz jedną, raz drugą, bo na samych tylnych nie może utrzymać równowagi. Drugą rączką trzyma jedzenie, ale pewnie ciężko jej się w ten sposób najeść, pozycja nienaturalna i niewygodna. Michał ugotował botwinkę, dużo warzyw i mięsa, to jej podałam w małej miseczce i podtykam co jakiś czas, je, ma apetyt. Taka pomoc jej się podoba
Jest trochę nieszczęśliwa, że ciężko jej się przemieszczać, bo nie lubi siusiać pod siebie.
Nie mam serca zamknąć jej w klatce, ani tym bardziej izolować w dunie, więc po prostu pilnujemy jak oka w głowie. Jeśli zechce gdzieś pójść, pójdę z nią, pilnując, aby nie spadła i nie zrobiła sobie krzywdy, bo oprócz jej zwykłego talentu do upadków, teraz doszła niesprawność i spadnie bankowo przy próbie zejścia z biurka. Siedzę więc i patrzę na nią. Dołożyłam też w klatce jeszcze jeden duży hamak dla łatwiejszego przemieszczania się. Nie czuje się chyba rewelacyjnie, postawiona na dach klatki poszła do igloo na moim biurku i tak sobie leży. Pojadła zupki, a jak się najadła, to zasłoniła się polarkiem na znak skończonej audiencji.
Czarnuszka z nią spała i do niej zagląda, ale generalnie stado nadal spokojne i przygaszone.
Nie puszczajcie kciuków za naszą malutką
Tak się martwię... to jest takie straszne, jednego dnia dziewczyna normalnie biega, wspina się, w pełni sprawna, choć pierdołowata z natury, a drugiego wlecze za sobą nóżki
Ja je wszystkie wciąż widzę jako maluszki dopiero co odrośnięte, młodziutkie panienki, zresztą do wczoraj Kluska wyglądała i zachowywała się tak samo, jak w wieku 3 miesięcy, kiedy u nas zamieszkała. Zresztą, przecież żadna nie jest stara... A teraz przyszedł taki czas, że sobie uświadamiam, że nie są coraz młodsze, i że nie są wieczne
Patrzę na Czarnuszkę, która zaczęła się porządnie cieszyć życiem grubo po 1 urodzinach, na maluchy (za chwilę kończą 1,5 roku), na nieustraszoną, temperamentną awanturnicę Liw, która nigdy nie miała nawet katarku, i serce mi się ściska na myśl, że tak nie będzie zawsze... Nie mogę sobie wyobrazić, że którejś z nich nie ma