Strona 6 z 83

Re: Enciakowy zwierzyniec

: śr maja 04, 2011 11:46 pm
autor: Agatow
Jaka miła niespodzianka! Mikrobek w siódmym niebie! No widzisz jaki miziak rośnie? A zastanawiałaś się czy się da oswoić ;)

Re: Enciakowy zwierzyniec

: pt maja 06, 2011 7:30 pm
autor: Entreen
To, że się oswoi, nie miałam wątpliwości, tylko dumałam, jak bardzo. Wychodzi na to, że bardzo :D

Dziś usmażyłam sobie pierożki, postawiłam talerz po swojej prawej, popatrzyłam w lewo, potem w prawo... Po czym przez dwie kolejne minuty uganiałam się za Speedym, który zaiwanił mi pieroga ::) . Kradziej niedobry.

Mój mężczyzna ma coraz większe wąty. Niby toleruje te szczury, ale robi mi okropne złośliwostki na ich temat, i to takie naprawdę bolesne. I uważa, że za bardzo się nimi przejmuję, za bardzo je uwielbiam etc... I demonizuje mój stosunek do nich. Witki mi opadły...

Re: Enciakowy zwierzyniec

: sob maja 07, 2011 8:52 am
autor: mini
Zazdrosny. Bo przecież jak to możliwe, że jakieś zwierze może mieć duże potrzeby, a do tego wypełnia je MOJA kobieta i to z zamiłowaniem. Znam to z przeszłości ::)
Domagaj się szacunku :)

Re: Enciakowy zwierzyniec

: sob maja 07, 2011 10:21 am
autor: unipaks
Mikrob będzie pewnie pieszczochem jak nasz niebieściak :D - kiedy Martini do nas przybyła z Finlandią, też tylko w biegu mogłam ją pogłaskać, ale bardzo szybko zrobiła się z niej kurka: parę głasków po łebku i juz błogo zasypiała, pulsując...
Mężczyzna, jak będzie mieć okazję własnoręcznie podać przysmak, ujrzeć ziew, pobawić się piórkiem z którymś ogonkiem ( piórko najlepiej na jakimś "wysięgniku", szczurki bardzo szybkie są), ma spore szanse na polubienie Twoich pupili - nie trać nadziei :)

Re: Enciakowy zwierzyniec

: sob maja 07, 2011 11:57 am
autor: Afera

Re: Enciakowy zwierzyniec

: pn maja 09, 2011 8:39 pm
autor: Agatow
Speedy jest szybszy niż światło ;) A do tego wcale się nie dziwię że zwiał z pierogiem... też ja lubię ;) Nie ma się co dziwić szczurkowi.....
ps: do mężczyzn trzeba mieć dwa razy więcej cierpliwości niż do szczurków ;) A czasu dla nich minimum 3 razy więcej niż dla szczurów......

Re: Enciakowy zwierzyniec

: śr maja 11, 2011 3:28 pm
autor: Entreen
Ze mną i moim mężczyzną jest ten problem, że on na co dzień jest w Lublinie, a ja we Wrocławiu, widzimy się raz na kilkanaście tygodni. wisimy na telefonie większość czasu (2-3h dziennie ^^") no i koniec końców nasłucha się trochę o szczurach i ma wrażenie przez to, jakby mój świat kręcił się jedynie wokół nich ::). No i właśnie nie ma okazji pobawić się z nimi, obserwować, jak się zmieniają, jak przywiązują... Sam mi powiedział (też studiuje wet, też kocha zwierzaki, więc...), że gdyby może obserwował je na co dzień, to miałby inny stosunek, no ale...
Ostatnio mieliśmy dłuższą rozmowę na ten temat i chyba doszliśmy do jakiegoś konsensusu ;).
A co do piórek - Drobnoustroje i Mikrob ganiają jak dzicy za grubym, skórzanym rzemieniem :D. Bosko to wygląda. Tylko Speedy jest ponad to :D.
I wszystkie cztery wykazują spory tropizm do słuchawek. Zestaw słuchawkowy mi Wąglik skonsumował nim się obejrzałam i teraz cierpię - jak się komórkę dwie godziny przy uchu trzyma, auć...

A co z nowości?


Ano, żem durna! :D :D :D

Niby taka mądrala ze mnie, ale jak przyszło co do czego, debil wylazł. Studentka weterynarii od siedmiu boleści, sama z siebie mam polew...
Mikrob chrumka od kiedy go mam - tu go słuchałam, niby nic, tu se śwista, ale z ekscytacji... No, ale w końcu, po wstępnym osłuchawniu, dostał zastrzyk z oksytetracykliny. Pomogło. Na kilka dni.
A przedwczoraj jakoś zaczął - długimi seriami - psikać Wirus. W końcu znalazłam czas (i fundusze... ::) ) i ruszyłam zad na kliniki. Przebadała nas dr Woźniak.
Wirus czysto w płuckach, no ale psika. Mikrob trochę rzęzi. Dostałam doksy w proszku i do izolatki.

Chorobówkę użyczyłam od tahti wsypałam żwirek, włożyłam szczurki i ze zmartwieniem słuchałam coraz intensywniejszego psikania Wirusa... Coraz...
I wtedy palnęłam się w łeb.
Wirus jest zdrowy.
Ja zmieniłam żwirek przy ostatnim czyszczeniu :D. Na taki tani, nawet mnie on się średnio podoba :P Mniej więcej też wtedy Wirus zaczął kichać.
Jutro zmieniam ściółkę w obu klatkach i zobaczymy, co Wirus na to. Chwilowo antybola nie dostaje.
Niestety Mikrob siedzi sam i będzie faszerowany.
Ale jako że Mikrob przede wszystkim kocha mnie (a tak!!! włazi na mnie i tylko po to z klatki chce wyłazić - a nie ma momentu, w którym nie chce :D mizia mnie, liza, przytula... głaskać nadal tak se, ale...!), to po prostu trochę go porozpieszczam i będzie miał więcej wybiegów niż reszta ::)

Re: Enciakowy zwierzyniec

: śr maja 11, 2011 9:26 pm
autor: ol.
entreen, a nie możesz dać doxy (unidox dobrze się dzieli) do trzech kropli gerberka czy czegoś, które Mikrob zszama i ani się nie zorientuje, że jest leczony ? szkoda go w izolatce trzymać, tym bardziej, że nie jest obłożnie chory i oddzielony tylko ze względu na sposób leczenia

Re: Enciakowy zwierzyniec

: śr maja 11, 2011 10:48 pm
autor: Entreen
Doxy dostaje ukradkiem w gerberku... Co do izolowania, mnie też go szkoda, bo lubi być z innymi szczurami, nawet jeśli to zwykle on dostaje w ciry ::) ... ale pani dr poleciła odizolować i tak też zrobię - nie całe leczenie, ale ze dwa-trzy dni na pewno. Wprawdzie gdyby miały się zarazić, to już by się zaraziły, ale... Inna sprawa, że muszę poobserwować Wirusa - jutro zmieniam żwirek na ten lepszy, stary, to zobaczymy reakcję. I jeśli całkiem przestanie kichać potem, to Mikrob wraca do stadka w trybie przyspieszonym.

Re: Enciakowy zwierzyniec

: pt maja 13, 2011 10:56 am
autor: Agatow
No to rzeczywiście wyzwanie skoro to miłość na odległość (nie mylić z miłością na dystans ;) ) to ja już wszystko rozumiem. Może kiedyś uda się to zmienić. Rozmowy telefoniczne też mają swój niepowtarzalny urok i od kiedy mieszkam z Michałem trochę mi ich brakuje LOL Może będziemy do siebie dzwonić z kuchni do pokoju :D Fajnie, że macie podobne zainteresowania, to zbliża.

Biedaczki prychające, coś te nasze szczurki bardzo delikatne są... Chciałabym zobaczyć ten rzemień w akcji a może filmik udałoby się zrobić? Najpierw pieróg, teraz zestaw słuchawkowy a dziwisz się czemu prychają ;)

Zobaczysz czy coś się zmieni wraz z nowym żwirkiem, mam nadzieję :)

Re: Enciakowy zwierzyniec

: ndz maja 15, 2011 10:56 am
autor: Entreen
chciałam ich połączyć na nowo, ale Wirus zaczął znowu kichać po chwili poprawy. I niestety, coś mi się widzi, że będę musiała się znowu do dr Woźniak wybrać. Bo Drobnoustrój we WSZYSTKIM wyczuje lek. Podać mu go - straszliwa męka. Biegam z różnymi smakołykami za nim pół godziny i zawsze i tak dostane za mało. Chyba będę musiała poprosić o wersję klujkową. Chcieliśmy tego uniknąć, by go nie nosić ze sobą na zastrzyki dwa razy, ale w sumie przecież mogę mu podać sama.

Poza kichaniem zachowują się normalnie. Są we dwóch w klatce, Mikrobowi się ewidentnie polepsza. Nie kicha, nie chrumka, dziś parę razy zaświstał, ale mamy czas jeszcze, do środy na lekach. Tylko Wirus ciągle kicha :(. Z niewielką skutecznością podaje mu antybiotyk od piątku wieczór. Większą dawkę udało mi się podać mu wczoraj i nieco mniejszą dziś. Tylko że pieron się kapnął, że ten pokarm oznacza, że smaruję go lekiem i muszę kombinować jak koń pod górkę, żeby coraz to nowe rzeczy mu dawać.

Wąglik i Speedy co chwila prezentują brzuchy na klatce. Są przyzwyczajeni do wybiegów niemalże non-stop i teraz ciut się przyzwyczaić nie mogą. Za to rano, jak się budzę i się domagają, to ich wypuszczam. Zwykle potem idę spać znowu, a oni mnie podgryzają po stopach, kolanach, łokciach i nosie. Zwłaszcza Speedy upodobał sobie moje kolana i łokcie, żebyż go...! :P A Wąglik nos, usta i rzęsy. Gdzie to ostatnie jest zdecydowanie problematyczne - zaczynam spać z ręką zasłaniającą twarz :P

Czasem mam wrażenie, że ich interakcje stadne polegają głównie na walkach - na żarty raczej, ale za to z mnóstwem pisku. A pokonanego szczura trzeba jak najmocniej wyiskać ::).

Re: Enciakowy zwierzyniec

: ndz maja 15, 2011 12:54 pm
autor: Entreen
Stwierdziwszy, że nie ma co czekać, spakowałam Wirusa i pognałam na kliniki. Zwłaszcza, że mały kicha coraz bardziej i na dodatek znacznie spadł mu apetyt. Zwłaszcza to ostatnie mnie zaniepokoiło.
Dostał Baytril i Dexafort. Aczkolwiek następnym razem będę domagać się, abym mogła zastrzyk podać sama. Bo były studentki. Ja wiem, że one też muszą się nauczyć, ale może jednak nie na moich zwierzakach ::). Nie po tym, jak jedna źle chwyciła skórę, dziabnęła go w mięsień chyba (piszczał już wcześniej, ale widziałam, że igła inaczej weszła, że weszła za głęboko, a mały rozdarł się w tym momencie jak skrzywdzone dziecko... lekko cofnęła igłę, lepiej chwyciła skórę i dopiero podała, więc koniec końców oba poszły prawidłowo, ale co się mały nawystraszał... Teraz dałam mu pospać w pościeli, bo piszczał ilekroć go dotknęłam, a się tego nie spodziewał... Niech ochłonie :(.
A w ogóle to po osłuchaniu chyba jest nieznaczne pogorszenie (trudno się dziwić, w końcu doksy nie chciał żreć)... Ech, Wirus, nie stresuj...

Re: Enciakowy zwierzyniec

: ndz maja 15, 2011 1:33 pm
autor: Agatow
Biedny Wirusek! Jeszcze taki wredny zastrzyk mu się trafił... Mam nadzieję, ze szybko mu się polepszy :-*

Re: Enciakowy zwierzyniec

: wt maja 17, 2011 10:05 am
autor: Entreen
Wirus kicha mimo dwóch zastrzyków z enro. Mikrob jeszcze zdarzy się, że kichnie, ale lepiej. Za jakieś dwie godziny idziemy w trójkę na kliniki. Mikrob na kontrolę, Wirus ... no :/
Martwi mnie on, zdrowieć pieron nie chce.

Żeby tak się oderwać od tematów chorobowych, zdecydowałam powspominać i poprzedstawiać jeszcze.

Pierwszym zwierzakiem, jakiego pamiętam, był Kot. Konkretniej, Kotka. Muszę przyznać, że do dziś żadnego zwierzaka nie kochałam tak jak jej.
Zwierzak nazywał się Kasia (to nie moja wina, brat ją tak nazwał :P Ja miałam wtedy 4 lata...), chociaż większość jej życia tytułowałam ją Kaśkot. To był kot niezwykły - rozumiała bardzo wiele, miała ogrom cierpliwości (nie bez przyczyny bracia nazywali mnie Elmirką, jak byłam mała... :P) - nigdy nie drapała, a jak miała mnie dość, to chowała pazury i boksowała jak małego kociaka. Przywiązana ogromnie, przeżyła powódź na balkonie (nas nie było w domu, jak zalało nam dom :/). A gdy rodzice wrócili, przebiegła cały dom i szalała, bo nie znalazła dzieci.
Niestety zdjęć wiele się nie uchowało.
Obrazek
(znowu bracia... ::) )

W międzyczasie przewinęło sie kilka chomików. Kaśkot zrobiła dwa zamachy, na pierwszego z naszych chomików. Trafiła na godnego przeciwnika - jako, że wszystkie były dżungarskimi, a ten na dodatek był okropnie zdziczały... Chomik na nią nasyczał, szczerzył zęby, kot sam się wystraszył :D. Na dodatek potem, sądząc, że go chwyciła (brat wpadł, kiedy kot siedział w terrarium), pognaliśmy za nią przez cały dom... Skutecznie się oduczyła i nigdy więcej nie probowała skonsumować żadnego zwierzaka domowego. W przeciwieństwie do dzikich. Regularnie przynosiła nam myszy... ^^" Pod koniec życia upatrzyła sobie mnie. Jako, że zdążyłam wyrosnąć z męczenia "kotecka", kochała mnie całym kocim serduszkiem. I przynosiła mi o trzeciej w nocy żywe jeszcze myszy, zabijając je już w moim pokoju i kładąc u moich stóp o_O'. Nie było to najmilsze okazywanie oddania, jakie mogłabym sobie wyobrazić (zwłaszcza, że myślałam, że to chomika mi zagryzła na początku - ciemno było :P), niemniej było w tym coś... specyficznie wzruszającego.

Największego focha zaliczyła, kiedy w domu pojawił się inny zwierzak, niż gryzoń.
ObrazekObrazek
Przez tydzień nie pojawiała się w domu. W końcu jednak postanowiła to okropne stworzenie tolerować.
Stworzenie jest, jak widać, labradorem. Ma na imię Tina i dołączyło do nas bodajże w 2005 roku.
Psiak pochodzi z hodowli, która obecnie nie może już hodować labków. Była bez rodowodu, ale rzekomo po rodowodowych rodzicach. Możliwe - niestety hodowla słusznie została zamknięta. Tin ma dysplazję.
Czas mijał. Kaśkot zaczął nawet przyzwyczajać się do biszkoptowego potwora. Kilka razy dał po nosie, ale po za tym nawet się o niego łasił. Warunek był - pies wtedy nie może się ruszać ;). Kiedy Tina dostawała jedzenie, pierwszeństwo miał kot - siadała sobie przy misce, zjadała ze dwa kawałki, odchodziła - i wtedy dopiero pies... Później Tina - ostrooooożnie - zaczęła próbować.
Zdjęcie, jak jedzą z jednej miski, niestety gdzieś zaginęło ^^".
Obrazek

W 2007 roku, we wrześniu, Kaśkota znaleźliśmy całego w jej wymiocinach, moczu, miękką, przelewającą się przez ręce.
Diagnoza była wyrokiem - nerki przestały funkcjonować.

Tak naprawdę do dziś nie przebolałam jej straty, w moim serduchu zawsze pozostała ta pręgowana mordka, która zawsze wyczuwała moje humory - i kiedy jej najbardziej potrzebowałam, wskakiwała na kolana i ocierała się noskiem o mokre policzki. I która była zazdrosna o mojego ówczesnego faceta ::)... I która nie znosiła, jak dotykałam jakiegokolwiek kota prócz niej.
O Kaśkocie mogłabym pisać jeszcze wiele...

Tinusia obecnie ma niecałe 6 lat. Została u rodziców. Tak po prawdzie, muszę się przyznać, że nie potrafiłam jej poświęcić tyle uwagi, ile potrzebowała, kiedy była mała. Przez to jednak jest bardziej przywiązana do rodziców. Niemniej od połowy mojego liceum zaczęłyśmy się lepiej dogadywać ;). A teraz, jak mnie widzi raz na jakiś czas, to już w ogóle jest szał...
Tinuś:
ObrazekObrazekObrazek


Strasznie dużo mi tego wyszło :D. Jeszcze trzy istotne istotki (haha, cóż za składnia ;) ) przedstawię kiedy indziej.

Re: Enciakowy zwierzyniec

: wt maja 17, 2011 11:57 am
autor: Afera
Piękna ta labradorka, wygląda bardzo sympatycznie, aczkolwiek to nie rasa dla mnie. :)
Wstaw więcej fotek swoich zwierzaków wcześniejszych i obecnych.