Hej... Przepraszam, że się nie odzywałam, ale ostatnio mam bardzo ciężko w życiu, ciężko znaleźć czas na cokolwiek i ogólnie. Nagle wszystko pod górkę.
Co do tych oczek, bawimy się z nimi do dzisiaj.. Dostawał wcześniej jakieś krople, które mu niby pomogły, potem znowu zobaczyłam że mu się pogrubiły naczynka krwionośne i dostawał znowu krople, które teraz będzie miał zmieniane na coś łagodniejszego bo porobiły mu się ranki na rogówce.
Generalnie diagnoza była taka: zwichnięcie soczewki oka, zaćma, wrastające naczynka(widoczne na gałce ocznej) próbujące ratować oko. Generalnie nie zagraża to jego życiu, to najważniejsze.
W ten weekend zauważyłam zachowanie Gilberta diametralnie się zmieniło. Schudł. Siusiał na bardzo żółto, brzuszek cały zasiusiany. Zero energii. Ciągła ospałość, apatia, zgrzytanie zębami, osuwanie tylnych nóg. I mimo, że ostatnio, jakoś tydz temu, był ważony - i wręcz przytył... to nie mogłam się oprzeć wrażeniu że schudł. No i faktycznie schudł.
Pojechałam z nim dzisiaj na bardzo przyspieszoną wizytę kontrolną i wet powiedziała, że faktycznie jest duża różnica w zachowaniu. Zbadała go, poprosiłam o usg, badanie moczu, zważenie, zmierzenie temp. Pani zbadała również krew.
Ogólnie wszystko okej, poza jednym... Glukoza we krwi ponad 500... Ech, po prostu masakra. Żeby drugi raz coś takiego mi się przydarzyło? Może to przeze mnie on zachorował? Ostatnio dałam im trochę daktyla - jakkolwiek głupio to może brzmieć, mam wyrzuty sumienia, że może przez to wysiadła mu trzustka, bo to jednak słodkie...
Został na 2 doby u weterynarza, mają mu zrobić krzywą cukrową itd. Jutro zawiozę mu kaszę jaglaną itp.
Niestety akurat to wszystko musiało się wydarzyć w tym tygodniu, gdzie za kilka dni mam pilny 4-dniowy wyjazd, którego choćbym nie wiem jak chciała, nie mogę odwołać. Na szczęście moja mama też ma już doświadczenie z insuliną, więc zajmie się wtedy maluchem.
A teraz dalsza część historii...
Tak jak mówiłam, mam ostatnio różne problemy, i rodzinne i finansowe. Wiem jak to jest wśród miłośników szczurów, i że łatwo kogoś zlinczować, więc wolę się wytłumaczyć całkowicie - na tyle ile mogę. Moja siostra ma duże problemy z walką o dziecko, rozwodowe, zdrowotne i nie tylko, mieszka za granicą, zaszła w ciążę jeszcze, no i musimy jej pomóc. Oprócz tego dochodzą jeszcze problemy zdrowotne mojej mamy.
Kończę teraz liceum, mieszkam w małym miasteczku, gdzie w zasadzie jeśli chodzi o pracę jest tylko jedna opcja, i staram się aktualnie o tą pracę. Jeśli to niestety nie wypali, będę musiała wyjechać do siostry, gdzie pracy jest dużo.
Nie mogę jednak zostawić Gilberta mojej mamie, bo ona też pracuje praktycznie cały tydzień i to w dodatku za granicą, jest w domu tylko w weekendy.
Bardzo, a to bardzo was proszę, powiedzcie mi, czy znacie kogoś zaufanego kto chciałby przygarnąć moje dwa aniołki? Lub same byłybyście w stanie to zrobić? Chodzi mi tylko o scenariusz w którym nie dostałabym pracy w moim mieście i byłabym zmuszona do wyjazdu. Niestety transport szczurów do UK jest nielegalny, już nie mówiąc o stresie związanym z podróżą.
Od razu też dodam:
PŁACIŁABYM ZA LECZENIE. Chciałabym mieć tak częsty kontakt z nowym opiekunem jak to możliwe, chciałabym być informowana o wszelkich zmianach zdrowotnych i dostawać zdjęcia. Nie chcę uciekać od odpowiedzialności, muszę tylko zdobyć pieniądze na dłuższe leczenie Gilberta, bo moje oszczędności nie są nieskończone.
Zawiozłabym też maluchy osobiście do nowego domu.
Jeśli możecie mi coś doradzić czy zaoferować pomoc, bardzo proszę o kontakt.
P.S. Jakby taki potencjalny opiekun był z Warszawy to byłoby cudownie
Ja teraz zmykam studiować post o chorobie Charliego, bo ile to już się zapomniało...