Posłuchałam Twojej rady, Malachit, i zabrałam z klatki wszystko jak leci. Dwa dni siedziały na czystej kuwecie bez półek, w drugim łaskawie dałam posłanko, potem powoli, powoli dokładałam półeczki - problem walk w klatce zniknął jak ręką odjąć. Teraz mam cztery miziaki w klatce, które, pomimo wszelkich atrakcji, śpią wszystkie w jednym koszyku 20 na 20 cm, albo jeden na drugim w sputniku. Ledwo się mieszczą, ogony i uszy wystają przez kratki, ale twardo śpią na kupie.
Problem zaczyna się po otworzeniu klatki:
Maluchy i Whisper, czyli nowe szczury, latają gdzie popadnie. Wink jest bardziej leniuszkiem, ale jak je widzi, to też biegnie. No i jak biegnie, to zaczyna się panika. Którykolwiek z nowych szczurów zauważy Winka blisko siebie, wpada w panikę, zwiewa gdzie się da, piszczy, ukrywa się i siedzi w bezruchu. Czasem lecą do mnie, czasem na duże wysokości. Wink czasem je goni, czasem nie. Rozumiem, że mogą się przestraszyć, kiedy biegnie na nich z całym impetem, ale doszło do tego, że maluchy mogą iść, iść, przez przypadek wpaść na jedzącego coś albo drzemiącego Winka, który ma je totalnie w czterech literach, a one i tak wpadają w popłoch. Kiedy śpią w jakichś kryjówkach w pokoju, a Wink tam akurat wejdzie, jest wrzask. Właściwie wrzask jest co chwilę z jakiegokolwiek powodu, więc...
Całkiem możliwe, że to znów kwestia terenu, ale nie wyniosę przecież wszystkich mebli z pokoju ;/ Próbowałam wynosić szczury na wybieg na teren neutralny, było po paru razach dobrze, więc wróciliśmy do pokoju - znów to samo. Whisper jest do tego stopnia postresowany, że lata mu ogon, robi pod siebie i jak tylko widzi mnie gdzieś w pobliżu to chcę czy nie chcę mam szczura na szyi wplątanego w moje włosy.
Pocieszasz mnie, Malachit, że u Ciebie zdarzyło się, że łączenie trwało kilka miesięcy, więc może moje w końcu same się dogadają, ale może jest jakiś sposób, żeby spróbować to przyśpieszyć? Myślałam o nie wypuszczaniu z klatki przez kilka dni, ale a) serce mi się rozpadnie na kawałki ;P, b) nie sądzę, żeby to pozwoliło im bardziej poczuć się jednym stadem, bo przesiąknięte swoim zapachem na pewno są, jak tak leżą na kupie, zdarza mi się je upchnąć w małej klatce na parę godzin i zabrać do innego pokoju jak tam coś robię i nie mają z tym problemu (no, przy wejściu jest trochę krzyk), na spacerach w kiszonce też luzik, więc czemu w pokoju Wink jest tak przerażający dla nich? Gdyby walczyły o teren, to ja rozumiem, ale one spieprzają aż się kurzy, a Wink o nic nie walczy, bo się pieprznie na łóżku pod kołdrą i jest happy, albo chce położyć się z innymi, a nie je przegonić.
Miałam nadzieję, że sama sobie z tym poradzę, albo to minie, ale minęły prawie dwa miesiące, a te cholery się nie poddają

Czy ktoś miał coś podobnego? Czytałam forum, ale pytania i odpowiedzi dotyczą raczej łączenia ogólnie i walk wszędzie, a nie jednego "przerażającego" szczura, który nawet nic nie robi (chyba, że straszy w ultradźwiękach) i trzech boidup
