Deli, ja też się cieszę!
Tym bardziej, że takie urocze dzieciaczki z białasków.
Manianera, czuj się, czuj, zaraz Mikołajki.
Paul, zdjęć na razie nie będzie, zarekwirowali mi aparat.
Pralineczka na razie grzeczna, ale udało nam się jednak z mężem wymienić, żeby nie była sama. Nic nie wypruła, troszkę tylko drapie. Staram się nie tracić czujności. Wzięłam ją dzisiaj do łóżka, ona zajęła się zwiedzaniem, a ja mogłam przymknąć choć jedno oko. Kiedy się obudziłam
, okazało się, że maleńka sama wróciła do klatki i też smacznie śpi.
Zadziwia mnie i smuci, jak życie w marnych warunkach ukształtowało Pralinkę. Jest bardzo mało sprawna fizycznie. Teraz wiadomo, boli po operacji, ale wcześniej też nie widziałam ani razu, żeby skakała. Dopiero po kilku dniach wymyśliła, że żeby dostać się do upragnionego koszyczka, trzeba wspinać się po kratkach. A teraz jest nieszczęśliwa, że zabrałam koszyczek, żeby na kilka dni powstrzymać ją od wspinania.
Słabo reaguje na bodźce. Na hałasy praktycznie nie zwraca uwagi, nie wiem, czy życie w wiecznym hałasie w sklepie tak ją uodporniło, czy słabo słyszy. Na ruch też nie zwraca większej uwagi, za to niespodziewany dotyk potrafi ją poderwać. Dopiero zaczyna kojarzyć, że ludź = "będzie się działo coś ciekawego, potencjalne przysmaki w pobliżu". Bardzo dużo i mocno śpi, niewiele je, ale to akurat może być spowodowane samotnością.
Taka biedna szczurcia pozbawiona szczurowatości.
Mam nadzieję, że chociaż ją zdążymy uszczęśliwić stadem, klatką dwudziestokrotnie większą od jej dawnego wszechświata, dobrym kontaktem z ludziem.
Palmyra dzisiaj przechodzi samą siebie, właśnie wylała mi drugą herbatę, którą zrobiłam sobie po tym, jak mycha lotem koszącym na stół potrąciła pierwszą.