Dziękujemy.
Onesia już z nami nie ma. Kennella również.
Jowisz i Assan zdrowi.
we wtorek umarł Matt

Dziadzio w kręconym wdzianku. Miał 2 L i 1 mies. Mało, ale żadnych objawów choroby nie zauważyłam wcześniej. On w ogóle nigdy nie chorował. Nie zrobiłam sekcji. Zakopałam ciałko póki śniegu niewiele.
Śpij, Czarna Perełko, śnij [*][*][*]
wystraszyłam się wczoraj, bo szczurki mi się pożarły i Lovuś zarobił w paluszka tak mocno, że krew się lała strumykiem. Próbowałam to zatamować, ale Lovek odklejał plaster ;[ Przemyłam rankę Ryvanolem i wsadziłam Lovka w transporterek, na szmatki.
Później na rance zrobił się strupek i Lovek wrócił do stada. Był cały we krwi, ale pomyślałam, że sam się pewnie umyje. Godzinkę później podeszłam do klatki chłopaków i oczywiście wszystkie podbiegły "na hurra" .. wszystkie, tylko nie Lovek.
Zdziwiłam się, bo przecież on zawsze pierwszy.. Panika, strach w oczach. Gdzie mój Golasek?
Przeskanowałam oczami całą willę i zauważyłam, że Lovek siedzi skulony w przezroczystej rurce z Ferplastu. Wsadziłam rękę, stukałam, ksykałam, ale nie wyszedł. Podniósł tylko pyszczek i zobaczyłam, że ma przymrużone oczka. Musiałam wyciagać Go siłą i wtedy poczułam, że ma zimne ciałko.
"Boże, Boże, co się dzieje, Lovek, co Ty wyprawiasz! nie, nie, nie zgadzam się! Przecież są Święta! Lovuś, nie wydurniaj się! "
Termoforek, NutriDrink.. i mnóstwo myśli, najgorszych z możliwych. Wiem, optymizmem nie grzeszę, ale pomyślałam o Limbo, który umarł nagle..
Czy to możliwe, że szczur osłabł, bo stracił sporo krwi z palca? Mam szczury tyle lat i tyle bójek widziałam, tyle ran i krwi, ale nigdy żadnemu szczurowi z powodu ran/y nie spadła temperatura.
Siedziałam z nim pół nocy. Dmuchałam, całowałam, płakałam. Ten szczur to moje spełnione marzenie. Kocham wszystkie moje szczurki, ale Lovuś zajmuje szczególne miejsce w moim sercu. Bardzo szczególne, bo.. zresztą nie ma co pisać. Musielibyście sami zobaczyć, co on potrafi.
Wyciągnęłam z szafki ciastka i zauważyłam, że na szelest opakowania Lovusiowi podniosły się uszka. Dałam mu, złapał mocno, odwrócił się tyłem i chrupał. Je, Boże.. JE!
Nutri tylko trochę polizał i zostawił.. ale zjadł całe ciastko. Biszkopcika. Zrobił się cieplejszy, temperaturka się stabilizowała. Zasnął, otulony kocykiem. Po około 30 minutach ciałko Lovusia znów zapłonęło życiem. Było cieplutkie. Obudził się, wariował, skakał, zjadł jeszcze 2 ciastka..
Noc spędził na termoforku w transporterze, a dzisiaj rano wrócił do chłopaków. Został oblizany, wyiskany..
Uff..
Jesteśmy (nasza wieś) strasznie rozkopani teraz, bo wylewają u nas alfalt nowy i ogólnie poszerzają drogę. Ciężko wyjechać w dzień, bo poustawiali światła, znaki itp. a w nocy to już w ogóle cyrk.
Jakby Lovusiowi się nie poprawiło to oczywiście wyjechałabym jakoś i pojechalibyśmy do weterynarza. Nawet w środku nocy.
Jako że wyjeżdżam na Podhale, to chciałabym życzyć Wam wszystkim Wesołych Świąt i udanej zabawy na Sylwestra. Trzymajcie się ciepło. Do zobaczenia (napisania?) w przyszłym roku.
