diana24 pisze:
p.s. Wiem, że ból po starcie Kluseczki nadal jest obecny, ale nie myślicie o nowej kruszynce?
Ech...
Wiesz, i tak, i nie... Myśleć, to myśleliśmy od dawna, żeby się doszczurzyć, jedynym hamulcem był strach przed ewentualnym zaostrzeniem alergii, no i fakt, że od stosunkowo niedawna cieszyliśmy się spokojem po łączeniu, chwilą bez problemów... a przynajmniej tak się wydawało. Nie ukrywam jednak, że Kluseńka zabrała moje GMR ze sobą. Nie tyle samo w sobie, co... jakoś mój mózg odbiera to jako łatanie dziury, albo raczej... zamknięcie jednego rozdziału a otwarcie kolejnego - pierwsze szczury, które to nie Kluszon będzie przyjmować do stada, wychowywać i uczyć... nie wiem, czy jestem na to gotowa
Z drugiej strony - jeśli chcemy zachować jakąś ciągłość naszego stadka, to nie ma na co czekać, dziewczyny nie są coraz młodsze, a jeśli nie chcemy stadku babć ściągnąć na głowę nieznośnych gnojków, to trzeba temat ogarnąć raczej prędzej niż później. Z trzeciej strony chciałabym, żeby każde zwierzę w domu było wyczekiwane i przygarniane z radością, dla nich samych, a nie "z rozsądku", kalkulacji jak wyżej... z czwartej, może najważniejsze dać dom i stado jakimś dwóm bidom, a jak już będą, to reszta się ułoży... bo, że pokocham od pierwszego wejrzenia, to pewne
Dziura w sercu tej zdolności nie odbiera nawet, jeśli jest olbrzymia...
No brakuje w domu jakichś szalonych małolatów. Zaglądam nieśmiało w różne miejsca, ale jakoś tak...
Z wieści bieżących - miałam pisać po dzisiejszej kontroli, no ale co będę posty produkować. Czarnuszka ma zwyrodnienie kręgosłupa
W piątek przed praca zabrałam ją do weta na obejrzenie brzuszka, ale nie tylko - pamiętacie, jakiś czas temu pisałam, że coś mi się nie podoba, ale nie umiałam określić, co, jakby ktoś zapytał, co się dzieje, to właściwie nic... teraz, po historii Kluseczki, postrzeganie się nieco wyostrzyło, a że doszły nowe objawy, to i poskładałam w całość. Tym, co mi się nie zgadzało, był niedziałający ogonek. Wtedy,kiedy tamto pisałam, parę razy w dłuższym okresie czasu widziałam, że nie wyszło jej "hopsa" na biurko z komputera, ale... kurczę, no każda czasem zepsuje manewr... Teraz, kilka dni temu, doszły tylne łapki - zobaczyłam, że Czarnuś biegnie z upolowanym kąskiem do kanapy i nie może do niej wskoczyć przez dziurkę z boku, tylko idzie od tyłu, gdzie skrzynia tworzy podest, na który można się wgramolić bez precyzyjnego celowania. I to się powtarza. Biega normalnie, jak zwykle stylem kicającym hopsa-hopsa, chodzi też podobnie jak zwykle, krokiem nieco kolebiącym i kręcąc pupką, ale jakby bardziej. Kłopot sprawiają jej podskoki, których zawsze była mistrzynią, np. z podłokietnika fotela na klatkę przemieszczała się jednym lekkim "hop", bez widocznego odbicia. Teraz też skacze, ale idzie jej troszkę trudniej, tylne łapki zamiast od razu na dachu zostają na ściance, nie zawsze może wleźć do skrzyni kanapy. Czasem znosi ją lekko na bok, coś z jedną nóżką jest "bardziej". Widzę też wahanie, kiedy ma zejść z pufa czy fotela, a ona nie zna, jak Kluseczka, metody "winda" lub "chodź, pomogę Ci".
Dostała panna w piątek steryd, kolejny zastrzyk do domu na sobotę, ale nie widzę zmian, jest jak było. Michał pojechał na umówioną kontrolę, czekam, co lekarz powie. Ponieważ było zrobione RTG, wiemy chociaż, że z organami w porządku, płuca, wątroba, nerki, nic tam nie widać. Serduszko się porówna z poprzednim RTG.
Ech, chyba pora przyzwyczaić się, że powoli wchodzimy w czas kłopotów