Jesteśmy z Baruszaduszą po trzech seansach nebulizacji.
Nie jest tak jak naiwnie sobie wyobrażałam, skutecznie i bezstresowo. Baruch się bardzo denerwuje, jeśli mierzyć ilością kupek, co najmniej cztery razy bardziej niż przy zastrzykach, tam raczej nie zdarzało mu się, teraz za każdym razem.
I widok jego to spanikowanego to zrezygnowanego za zaparowaną ścianą, nie jest bynajmniej kojący.
W rezultacie wszystkie podejścia skończyły się przed czasem

Żeby mieć pewność, że jednak jest leczony wzięłam też tabletki. Ranną dawkę dostaje doustnie, wieczorną wziewnie, a i tak zastanawiam się czy to warte jego strachu i czy całkiem nie odstąpić od nebuliizacji. Myślałam, że będzie łatwiej, a jak na razie kojarzy się nieodparcie z laboratorum, które już przecież opuścił !
Ma pełne prawo czuć urazę, a co szczupaczek zrobił szczupaczek kiedy tylko otworzyła się dziś pokrywa – dał nura do rękawa oprawcy
Zmartwienie numer dwa - u Hermana powróciły krwawe wybroczyny z nosa. Miał je już kiedyś, potem sporadycznie, raz zdarzyło się jakiś miesiąc temu, w ciągu ostatnich 7 dni - już dwa razy. To nie jest porfiryna jak kiedyś myśleliśmy, tylko krew. Weterynarz na miejscu snuje jakieś teorie o podrażnionej śluzówce, zamiast czegoś na wzmocnienie naczyń krwionośnych, dałby mu antybiotyk, na co sam nie wie, ”w sumie mógłby” dać mu witminę K, ale lepiej żebym przyszła po świętach, może wymyśli coś innego etc.
Tak właśnie jest na miejscu

.
Herman sprawia wrażenie słabszego, chorego nie – ale słabszego. Jutro więc znowu do Poznania, ale dopiero po południu, więc nawet nie chcę myśleć o której wrócimy do domu.
Poza tym: Misiu się bunkruje. Dżum je bez umiaru. Ulrika chodzi z wydzierganym na pupie półksiężycem. Zarosło jej się od wcześniejszego, i jedynego jak dotąd, podcięcia i choć właściwie rozróżniam już jujki bez pomocy oznaczeń, to ze względu na chorobę Barucha i onegdajszą pomyłkę przy zastrzykach, wolę żeby identyfikacja była stuprocentowa.
Sądząc po reakcji na hałas maszyny, Urczyk nie wybaczyłby mi gdybym jego zamiast Barucha zagarnęła na seans w plastikowym pudle. Od wczoraj przemyka pod ścianami, jeśli już podejdzie to z dużą rezerwą po smakołyk.
Chciałabym, żeby wieści były lepsze, ale ostatnio same takie
