Strona 55 z 100

Re: Moje panieneczki - Pożegnalismy Kluseczkę

: ndz cze 08, 2014 8:39 pm
autor: Megi_82
Jesteśmy jeszcze... spędziłam straszliwą noc, patrząc, czy oddycha i przygotowując się na ewentualne pożegnanie :( Od wczoraj panna nie je, wieczorem też zaczęła odmawiać wody. Podajemy z lekami po troszku nutridrink, strzykawką do pysia, to musi wystarczyć :( Rano dziś trzymała to w dziobku i nie chciała połknąć. Jest bardzo, bardzo słaba, leży, w nocy już nie była w stanie się podnieść i iść :( Nie za bardzo chciała towarzystwa, ani naszego, ani szczurów - Liwcia poszła do niej, wyiskała, wylizała, umyła ogonek, a potem pacała delikatnie łapką, zupełnie jakby pytała "a co Tobie, kochana?" Czarnuś jednak odsunęła się i Liwcia dała jej spokój. Tula z kolei przykrywała ją chusteczkami, nosiła i okrywała :o
Zabraliśmy dziś Czarnuszkę do lecznicy, poleżała trochę pod tlenem, dostała witaminę. Mimo tego, co ja widzę, doktor mówi, że nie jest tak źle, że serce niestety tak właśnie daje się we znaki, a dodatkowo pogoda obecna wyjątkowo nie sprzyja, że to normalne, że nie chce jeść i pić, i ogólnie, że nie w takim stanie się szczury wyciągało. Nie ma jakichś mocnych duszności, boczki delikatnie się ruszają, tylko ta słabość straszliwa i zrezygnowanie :'(

Re: Moje panieneczki - Pożegnalismy Kluseczkę

: ndz cze 08, 2014 9:30 pm
autor: Buba
Nawet nie wiem co napisać. Trzymam kciuki za malucha. Może to jej złe samopoczucie jest przez gorąc? Albo tylko chwilo, a za chwilę będzie lepiej :-[
Trzymajcie się :-* :'(

Re: Moje panieneczki - Pożegnalismy Kluseczkę

: pn cze 09, 2014 4:40 am
autor: Megi_82
Niestety, było tak źle, jak sądziłam... Czarnuszki już nie ma :'( I jej musieliśmy pomóc, nic już nie dało się zrobić :'(

Re: Moje panieneczki - Pożegnalismy Kluseczkę

: pn cze 09, 2014 6:16 am
autor: Buba
Megi... bardzo mi przykro. Trzymajcie się jakoś. Pamiętajcie, że Czarnuszek miał u Was najlepsze życie, jakie szczur może mieć. Otaczaliście ją miłością i daliście jej szczurzą miłość. Ulubione przekąski... szczurzy raj. Wiem, że to ciężka chwila. Pożegnanie zwierzaka zawsze bardzo boli. W takich sytuacjach słowa niewiele znaczą. Wiedzcie, , że bardzo dużo osób z tego forum jest teraz z Wami. Wszyscy staramy się Was pocieszyć. Buziaki :-* :'(

Re: Moje panieneczki - Pożegnalismy Kluseczkę

: pn cze 09, 2014 6:22 am
autor: Megi_82
Dziękujemy, Buba... życie może tak, ale koniec... :'( Powinnam była posłuchać siebie i pojechać zakończyć to wcześniej, długo sobie nie wybaczę :'( Poznałam, co znaczyły słowa jednej forumki - lepiej o chwilę za wcześnie, niż za późno :'(

Re: Moje panieneczki - Pożegnalismy Kluseczkę

: pn cze 09, 2014 6:43 am
autor: diana24
Czarnuś...
Gdyby była to prostsza decyzja pewnie mielibyśmy lepszy osąd... Do tego zawsze trzymamy się nadziei, że będzie lepiej, poprawi się i wyzdrowieje... Tak bardzo mi przykro...
Trzymajcie się w tych ciężkich ostatnio dla was czasach...

Re: Moje panieneczki - Pożegnalismy Kluseczkę

: pn cze 09, 2014 9:22 am
autor: altelily
Współczuję Megi, ale nie obwiniaj się, człowiek zawsze ma jeszcze ten cień nadziei, że będzie dobrze... Wiem coś o tym. :( Trzymaj się jakoś... :( :**

Re: Moje panieneczki - Pożegnalismy Kluseczkę

: pn cze 09, 2014 6:59 pm
autor: margot1408
Megi... :( Łatwo ocenić sytuację po czasie, ale momencie kiedy masz podjąć decyzję nie wiesz, co się wydarzy. I zawsze jest "a co by było gdyby...". Musielibyśmy znać wszystkie możliwe scenariusze wydarzeń, a to przecież niemożliwe. Więc nawet jeśli trafiamy we właściwy moment to jest to czysty przypadek. Czarnuszka do końca miała najlepszą opiekę jaką mogła mieć, wiesz o tym :-*
Wycałuj Liw i Tulę, potrzebują Was teraz :(

Re: Moje panieneczki - Pożegnalismy Kluseczkę

: pn cze 09, 2014 8:45 pm
autor: noovaa
Megi :( trzymaj się.

Są takie chwile, kiedy nasze starania nic nie mogą zmienić :(

Re: Moje panieneczki - Pożegnalismy Kluseczkę

: wt cze 10, 2014 11:59 am
autor: Megi_82
Ja nie miałam nigdy zamiaru "walczyć do ostatniego tchu", jeśli to nie o mój dech chodzi :-\ Przeciwnie, obiecałam sobie, że żadnej nie pozwolę cierpieć bez sensu, utrzymując przy życiu w stanie dość beznadziejnym. Nie udało się :'( W niedzielę pisałam:
Megi_82 pisze:Mimo tego, co ja widzę, doktor mówi, że nie jest tak źle, że serce niestety tak właśnie daje się we znaki, a dodatkowo pogoda obecna wyjątkowo nie sprzyja, że to normalne, że nie chce jeść i pić, i ogólnie, że nie w takim stanie się szczury wyciągało. Nie ma jakichś mocnych duszności, boczki delikatnie się ruszają, tylko ta słabość straszliwa i zrezygnowanie :'(
Mimo braku wiedzy medycznej, opiekun często jednak wie lepiej. Zna swoich małych przyjaciół i widzi, że coś nie gra, nawet jeśli nie umie stwierdzić, co właściwie. I miałam niestety rację, że coś jest bardzo nie tak, niekoniecznie z sercem i oddychaniem, nie tylko. Wieczorem Czarnuszka była już bezwładna, lała się przez ręce - albo po prostu nie miała siły, nawet główki nie trzymała, nie chciała niczego przełykać całą niedzielę, miała jakieś dziwne podrygiwania. Modliłam się już tylko o to, żeby odeszła spokojnie, w swoim domu, na naszych kolanach, w otoczeniu stada. W nocy, kiedy położyłam ją obok siebie, zobaczyłam, że krwawi z pysia, zaraz potem doszła biegunka i wstrząsy całego ciałka, wtedy pojechaliśmy już na ostatnią na wizytę :'( :'( :'( Przynajmniej taksówkarz ogarnął sytuację i gnał przez puste miasto.

Mam ogromny żal, że przez zafiksowanie weta na tym, że szczur kardiologiczny i po sterydach, nie zostało znalezione to coś innego, czy raczej o to, że nawet nie było szukane. Może nie dałoby się już pomóc, ale nie cierpiałaby. Mówiłam nie raz, że nie je, nie pije, odmawia, że ile tak można, nie chodzi, jest słaba bardzo, bo nie wydawało mi się to normalne przy dolegliwościach sercowych i płucnych, szczególnie że według wetki nie były poważne (i istotnie te akurat chyba nie były). Pełen luz, upały, serce, nie jest źle :-\
Godzę się z tym, bo nie mam wyjścia, że szczur nie żyje wiecznie, ale nie powinno było się stać tak, jak tu.

W domu jest smutno i pusto, choć dziewczyny zachowują się inaczej niż po stracie Kluseczki. Wtedy wszyscy byliśmy w szoku, teraz kobietki też jakby rozumiały, że inaczej być nie mogło. Zaczęły jeść nieco z miseczki, która stała tylko podskubywana od czwartku. Choć jak trafią na zapach, to niuchają, szukają i zastygają w bezruchu, zapatrzone gdzieś wielkimi oczyma.
Tula zalała nosek porfiryną i kicha, całe moje ministadko dostaje więc betaglukan, żeby któraś znów się nie pochorowała. Tulinka, która zawsze była zżyta z Czarnuszką, zawsze razem, jest pod czułą opieką siostry, od momentu, kiedy Czarnuśka zaczęła mocniej niedomagać.
Dziękujemy za pamięć i ciepłe słowa, teraz idziemy się pozbierać :'(

Re: Moje panieneczki - pożegnaliśmy Czarnuszkę

: wt cze 10, 2014 12:09 pm
autor: noovaa
Nawet nie wiem co Ci napisać, ale coś trzeba. Więc piszę że jestem i tulę tak mocno, jak tylko niefizycznie utulić się da. Trzymaj się Ty i dziewczynki, dacie radę. Później będzie lepiej :(.

Re: Moje panieneczki - pożegnaliśmy Czarnuszkę

: śr cze 11, 2014 3:17 pm
autor: unipaks
Megi, przytulam... :(
dla Czarnuszki [*]

Re: Moje panieneczki - pożegnaliśmy Czarnuszkę

: czw cze 12, 2014 12:56 pm
autor: Magdonald
Jestem w szoku... :'( Nie mam ostatnio czasu na nic, tym samym na zaglądanie na forum. Weszłam dzisiaj z ciekawości, zajrzeć co tam u Was, ale kompletnie nie takich wieści się spodziewałam... :(
Dwie ogromne straty w tak krótkim czasie, ogromnie Wam współczuję. :-[

Jednak nie powinnaś się winić za przedłużanie walki, przecież chciałaś jak najlepiej, a lekarz do końca pozostawiał nadzieję...

Przytulam najmocniej jak się da i jestem z Wami duchem, bo nic innego nie jestem w stanie zrobić... Jesteśmy z Wami, szczególnie Śnieżynka... Trzymajcie się :-* :'(

Re: Moje panieneczki - pożegnaliśmy Czarnuszkę

: czw cze 12, 2014 4:20 pm
autor: Megi_82
Dziekuję :(
Ano widzisz, nie zna się dnia ani godziny :( Miesiąc temu siedziałam zadowolona - myślałam sobie: nooo, stado już pięknie zżyte, Pączek i maluchy zdrowe, Kluseczka na maleńkiej dawce dostinexu ogarnięta, guzki nie rosły, Czarnuś z serduszkiem widocznych problemów nie miała, baby jeszcze wszystkie młode, to teraz będziemy sobie żyć długo i szczęśliwie... naiwne, prawda? :( Minął miesiąc i nie ma naszych dwóch cudownych kruszynek, a ja cały czas nie mogę uwierzyć :'(
Codziennie siedząc w pracy martwię się, czy znów coś się złego nie dzieje, pędzę do domu, przytulam, słucham, macam, oglądam, sprawdzam czy są kupki, czy jedzą, czy piją, choć cóż to wszystko da... najwyżej jeden wyrzut sumienia mniej.

Jakiś czas temu (głupio mi jakoś było pisać, ale postanowiłam jednak się podzielić), przechodząc przez pokój, chciałam zajrzeć do sputnika na biurku Michała, gdzie zwykle wyleguje się Liwcia. Sputnik wydał mi się pusty, zajrzałam - i zobaczyłam różową łysinkę :'( Przez jeden moment, ułamek sekundy - odskoczyłam zszokowana - i widziadło zniknęło. W sputniku była czarna, wielka i rozczochrana Liwcia, której w żaden sposób nie da się pomylić z maleńką, łysą, różową Kluseczką. Może to ja na chwilę zwariowałam, zrozpaczony mózg spłatał figla, a może to Kluszonek czuwała...?

Chyba przyszedł czas na decyzje o doszczurzeniu. To znaczy, decyzja już zapadła. Tak długo zwlekaliśmy, bo spokój jest fajny, bo alergia (a pies ją trącał!!!), bo odeszła Kluseńka i nie chciałam nikogo zamiast, bo Czarnuś zaczęła niedomagać... "Tak, ale nie teraz". Ostatnie wydarzenia pokazały nam jednak, że czekać nie ma na co i po co, przecież chcemy mieć szczury, stado, a serca pomieszczą dużo więcej ogonków, niż mieszkanie i portfel, nie zabraknie go ani dla tych, których już nie ma, ani dla tych, co są i będą. Życie się toczy i zatacza krąg, stado mi się kurczy - 3 baby w domu to taka cisza i spokój, że mi ten spokój wychodzi oczami :( Szczególnie 3 przybite szczury, które jeszcze nie do końca przywykły do życia w 4, a zabrakło kolejnej. Są zdezorientowane, znów zasmucone, spokojne, leżą często każda gdzie indziej. Im też przydałyby się nowe koleżanki, nowe zajęcie. A Czarnuszka... cieszyłaby się, ona kochała cały świat i przyjmowała życzliwie wszystkie szczurki, moja kraina łagodności :)

Liwia zachowuje się inaczej, wczoraj cały wieczór przeleżała na moim biurku, od wielu tygodni spała u Michała. Jadła podane jabłuszko, ale taka zamyślona, powoli, niespiesznie. Ostatnio, kiedy wychodzimy na krótko, nie zamykamy bab. Kiedy wróciliśmy, Liwia czekała na nas pod drzwiami w przedpokoju. Potem Michał wyszedł na chwilę do sklepu, i też na brzęczyk otwierania drzwi kodem popędziła do drzwi. Ale to nie było chyba tak na powitanie, baby od dawna nie biegną witać tuż po dzwonku, a do drzwi nie leciały nigdy. Wydaje mi się, że ona sprawdzała, czy nie przynieśliśmy Czarnuszki, przeszukała Michała dokładnie i odeszła :(
Tula, póki nie wysprzątałam i nie wymyłam dokładnie skrzyni kanapy, i jeszcze jeden dzień po tym, za nic nie chciała do niej wejść. One od zawsze spały tam we dwie z Czarnuśką. Inne dziewczyny co kilka tygodni zmieniały przyzwyczajenia, ale nie łaciatki. Zawsze w kanapie, zawsze razem. Albo też Tula siedzi w koszyku, który Czarnuś ostatnio użytkowała, i zgrzytała ząbkami, niuchała, nie reagując na wołanie. Nie przestają mnie zadziwiać te ogony...

Re: Moje panieneczki - pożegnaliśmy Czarnuszkę

: czw cze 12, 2014 8:31 pm
autor: Buba
Strasznie smutne i piękne jest to wszystko co piszesz. Dwie szczurze śmierci w tak krótkim czasie to niełatwa sprawa.
Super, że się doszczurzacie. :) Śmierć jest przykra, ale nie pozwalajcie, aby zabrała Wam całą radość z posiadania ogonów. Trzymam mocno kciuki. :-* :-* :-*
Co do zachowania dziewczyn, to pokazuje ono, że były ze sobą niesamowicie zżyte. Piękna jest zwierzęca miłość. Niekiedy piękniejsza niż ludzka.
Wymiziaj dziewczyny :)