wiecie coooooooo?
Ręka wygląda coraz paskudniej, ale nic ważnego nie jest przecięte- boli, ale spokojnie zaciskam pięść i mam pełne czucie. To jest akurat w miejscu zginania kiści dłoni, więc się pewnie nie będzie chciało zagoić, ale... chyba warto było.
Nie wiem, czy w jakimkolwiek laboratorium przeprowadzono podobny eksperyment behawioralny

.
Jak się nad tą sceną zastanawiam, to owo szczurzysko co mnie tak nadgryzło, właściwie nie powinno mieć świadomości co się stało. Nie „celował” we mnie, nie widział mnie. On nie zacisnął zębów na ręce- to jest proste jak od linijki cięcie- tylko jakieś 4mm rozszarpane- widać wtedy szarpnęłam rękę- to moja ręka znalazła się na drodze „przelotu” zęba... nie było w tym udziału jego „woli” – skoro tak, to nawet kiedy poczuł moją krew, nie powinien uważać się za sprawcę. To skąd ta dziwna reakcja „skruchy” ? nie był bardziej „winny” niż gdyby mnie zaraził katarem.
Przez chwilę myślałam:
-Uważa mnie za alfę
-Poczuł krew alfy
-Alfa ranny- zagrożenie w stadzie
-Ucieczka.
Ale to nie gra, bo nigdy wcześniej nie widziałam takiej reakcji na moją krew – odwrotnie raczej nadmierne zainteresowanie.
Ja nawet nie krzyknęłam... fakt, puściłam w jego stronę „emocjonalny pocisk” – ale natychmiast mi przeszło zanim jeszcze zobaczyłam krew...
A on... leżał na dnie klatki przyklejony całą długością do ściany, nieruchomy, z pół przymkniętymi ślepiami.
Mówiłam do niego- patrzył i się nie ruszał. Głaskany chciał całym Darem wtopić się w tę ścianę.
Przyniosłam migdały ( jak im daję coś takiego, zawsze się śmieję, bo jakbym rozdawała komunię- wyciągają dzióbki jak pisklaki z gniazda i czekają na swoją kolej

); Dolarek wyciągnął pycholka – dostał.
Dar ani drgnie.
Podałam jemu- zerwał się na cztery łapki, porwał migdała i z nim w pysiu wyskoczył z klatki, dopadł do mnie...
Tulił się nie wypuszczając smakołyka... a ja się rozryczałam
Nie rozumiem za bardzo tego, ale wiem na pewno, że Dar, to jeden z najcenniejszych darów jakie kiedykolwiek dostałam...
