bo to ,że dziecko nie dostanie tego co chce teraz tylko za 5 min to naprawde go nie zabije a zrozumie,że nie wszystko mamy jak chcemy a histeryzowanie nie pomaga.Do nie dawna moja w tej chwili 8 -letnia córa szantazowała mnie
i to trzeba zapamiętać.. na prawdę..
bo to, jak zachowuje się małe dziecko zależy tylko i wyłącznie od rodzica..
dla zobrazowania opiszę dwoje dzieci moich kuzynów:
pierwsza sytuacja:
X (9 lat):
ma starszą siostrę, Y (12 lat). Y była wychowywana, gdy jej rodzice nie mieli aż tyle kasy na wszystko toteż nie dostawała wszystkiego, nie pozwalali jej też na zbyt dużo. gdy urodził się X, od początku wolno mu było wszystko i dostawał wszystko, bo to rodzice byli zapracowani, to szkoła starszej córki, to to, to tamto. w wieku 5 - 8 lat wyglądało to tak:
X coś chce, nie dostaje tego to:
- wyklina osobę, która mu czegoś zabroniła
- pluje na osobę, która mu czegoś zabroniła
- bije i kopie osobę, która mu czegoś zabroniła
- z wrzaskiem i płaczem biegnie do rodziców i mówi, że został pobity, zwyzywany itd
gdy przychodził gdziekolwiek, nie słuchał nikogo. dosłownie. brał co chciał. niezależnie czy to były np soki przygotowane na wyjazd na weekend, pieniądze, jedzenie, dokumenty, zabawki, zwierzęta - i niszczył, przerabiał na strzępy. wchodził gdzie chciał - niezależnie od tego, czy była to łazienka i ktoś właśnie z niej korzystał, czy małe dziecko spało w sypialni, czy było to jakieś biuro czy coś innego. miał wszystkich głęboko. gdy przychodzili do nas to robiłam wszystko, żeby nie wpadł do mojego pokoju bo z książek/zeszytów/notatek nie zostałoby nic, nie mówiąc już o innych sprzętach a co dopiero o szczurach! X do tej pory nie wie, że mam szczury. i o to chodzi.
od niedawna (ok roku) mamy nowego księdza i on ma jakiś taki wpływ na X, że się uspokoił. ksiądz mu wytłumaczył, że musi chociaż trochę słuchać starszych itd (X miał w tym roku pierwszą komunię). rodzice też zaczęli na to reagować, ale niestety bardziej krzykami i mały boi się swojego ojca ale tak w 30% go słucha.
druga sytuacja:
Z (6 lat)
gdy była mała nie była taka zła. do czasu. od około drugiego roku życia zaczęło się piekło. Z musiała mieć dosłownie wszystko. jeżeli nie, potrafiła chwycić swoją matkę za nogę na środku sklepu z wrzaskiem i płaczem i wyzywać ją od najgorszych, że ona nigdy nic nie chce jej kupić itd.
raz poszły do sklepu a jej mama odłożyła którąś z kolei zabawkę na półkę a Z podbiegła do jakiejś kobiety, pociągnęła ją za rękę i mówi, że "bo mama mnie bije i mnie nie karmi".
do swojej babci na zakupach potrafi z wyrzutem wrzasnąć: "jak to?nie kupisz mi tej zabawki? g...o mnie obchodzi, że jest droga! masz mi ją kupić" a jak babcia mówi, że nie kupi bo nie ma tyle pieniędzy, to Z: "bo Ty nie masz pieniędzy żeby mi kupić zabawkę!"
gdy idzie z ciocią na zakupy, wkłada do koszyka wszystko, co jej się spodoba, oczywiście głównie zabawki. nagle ciocia widzi, że koszyk jest pełen i pyta kto za to zapłaci, Z odpowiada: "jak to? Ty!"
gdy był dzień matki, tata dał razem z Z jej mamie kwiaty i coś tam jeszcze, to Z zrobiła taka awanture o to, że ona tez chce prezent i z jakiej racji nie dostała, że aż sąsiedzi słyszeli.
kuzynka była w ciąży. Z nie mogła się pogodzić z tym, że będzie miała rodzeństwo. biła matkę po brzuchu, udawała, że chce się przytulić i nagle gryzła albo szczypała brzuch. wyzywała rodziców i brzuch. gdy kuzynka miała ok miesiąca do terminu, brzuch miała juz wielki. były wtedy urodziny Z. nawrzeszczała na wszystkich gości że ona chciała żywego kucyna pony, i że goście nie mają pieniędzy na prezenty dla niej i że są beznadziejni. świeczki na torcie jej sie nie podobały więc demonstracyjnie wyszła z wrzaskiem.
krzyczała, że jak tylko dziecko się urodzi to ona je zabije zeby go już nie było. gdy dziecko się w koncu urodzilo, przyszlismy jakos kilka dni pozniej bo nas zaprosili. babcia wziela dla Z prezent na dzień dziecka bo już na 1 czerwca nie chciało jej sie tam iśc. Z babcie olała bo akurat "polowała" na niemowlaka, żeby zrobić mu krzywdę.
wiadomo, jak idzie się do noworodka to daje się różne takie akcesoria dla niemowląt. to Z zrobiłą awanture, że z jakiej racji m dla niej nic nie mamy. wrzeszczała, płakała, biła, tupała.
1 czerwca kuzyn (czyli tata Z) wraz z Z przyjechał do nas bo coś potrzebował pożyczyć. to Z przyszła na górę do kuchni (akurat robiłam kolacje) i stoi. ja nie będę się pierwsza do niej odzywać, czekałam aż sama powie mi cześć. a ona do mnie: "przyszłąm po prezent." ja, zdziwiona"ale ja nie mam dla ciebie prezentu". a Z z wrzaskiem do mnie, że mam jej dać prezent, że ona chce prezent! pobiegła do moich rodziców, że ona chce prezent itd..
kiedys mała sikorka wypadła z gniazda. Z ją nosiła bo guzik ją obchodziło to, że trzeba ją zostawić albo odstawić do gniazda. rodzice i dziadkowie mogli sobie mówić. jak chcieli jej ją zabrać - złamała ptaszkowi kręgosłup.
małego kotka (już prawie otwierał oczka) rzuciła kiedyś na beton bo miał kolor nie taki jak chciała.
i tak się właśnie kończy pozwalanie na wszystko i rozpieszczanie dzieci.. i tutaj nawet super niania nie pomoże..