Ponieważ nie udało mi się wcześniej nijak dostać na forum - operacja była bardzo tajemnicza 

 . Całe szczęście konkretna pomoc nie byłą potrzebna, a Wasze wparcie towarzyszyło nam tak czy siak 

 .
Dzień przed operacją okazało się, że wyrósł trzeci guzek i to w nieciekawym miejscu - wraz z drugim usadowiły się tuż przy cewce moczowej co przyprawiało mnie o ataki paniki 

 . Dr Kasia zadecydowała, że trzy guzy tniemy, a ze sterylki rezygnujemy, bo to za dużo na raz.
Dalej było już w zasadzie śpiewająco. Choć pewnie agut powiedziałby co innego - kołnierz jest dla niej źródłem niewyobrażalnego nieszczęścia. W poniedziałek pysio jej spuchło i za radą dr zdjęłam kołnierz "na godzinkę". Szaman wręcz promieniał - zgrzytał, biegał, lizał, aż po godzince padł na tapczanie pod moją miziającą ręką i zasnął na... trzy godziny! 
Oczywiście potem był wrzask i porfirynowy płacz kiedy na powrót zakuliśmy ją w te dyby 

 .
Wczoraj była z TŻtem na kontroli, wszystko się pięknie zrasta i już w piątek o 11 jesteśmy umówieni za wyjęcie szwów i zdjęcie abażura 

 ! 
Choć muszę dodać, że Stefka okazała się nagle i bez zapowiedzi szczurem gumą (chyba Mambą patrząc na tuszę 

 ). Kołnierz założony, a ona fik myk i myje sobie tyłeczek z dwoma sąsiadującymi szwami włącznie... Jak dr Kasia usłyszała, to stwierdziła, że aż jej się słabo zrobiło na samą myśl, ale Pompon był grzeczny i wyjął tylko jeden szew nie prując sobie połowy brzucha 

 .
Choya nieszczęśliwa, bo samotna, choć staraliśmy się dotrzymywać jej towarzystwa i zapewniać atrakcje... Ale już niedługo 

 !