Chłopcy mają się nieźle, Kaszmir i Flanelka na wakacje są u Tygrys
(częściowo ze względu na mój brak czasu, częściowo na to, że to też jej szczury, a częściowo, bo wersja oficjalna jest, że to w ogóle nie moje szczury, za to u Tygrysa wersja brzmi, że to moje
)
Pixie nadal trochę boczkami robi, a Limfocyta wczoraj przyłapałam na gruchaniu cichutkim jeszcze przez chwilę. Mikrob już wczoraj skończył (10 dni terapii), ale młodzież (ciężko do mnie dociera, że Limfocyt skończył PÓŁTOREJ ROKU, kiedy, przecież dla mnie to nadal są "ci młodzi"
![Roll Eyes ::)](./images/smilies/rolleyes.gif)
... ) będzie miała 21 dni co najmniej. Martwi mnie trochę ta praca boczków, infekcja była u Piksela na tyle ostra, że obawiam się ewentualnych pozostałości w płuckach. Jeśli po 21 dniach nadal to będzie, macie pomysł, czym by wspomóc Pikselowe serduszko? Bo pewnie będzie tego wymagało - coś delikatnego...
A ja sama zaczęłam znów praktyki w lecznicy
![Smiley :)](./images/smilies/smiley.gif)
! I dziś przyjęliśmy poród (konkretniej - cesarkę) berneńczyka. Sama nacierałam jednego malca - dla takich chwil chce się pracować...
Oprócz tego Cahir zamieszkał u mnie w domu, od niedzieli, bo Tygrys pojechała do pracy do Holandii. I moja leniwa, anty-psia, gruba, stara labradorka dostała dziś głupawki i pierwszy raz od chyba 7 lat widziałam, jak bawi się z innym psem, i to sama go zachęca do dalszej zabawy, gdy biedny afgan padł
![Shocked :o](./images/smilies/shocked.gif)
!