Dziś o 4:15 umarł Jenkin...
Przebudziłam się nad ranem i usłyszałam szmerki na żwirku, wstałam i zerknełam do klatki a tam Czejenek iska na siłę Jenkina. Wziełam mojego chorowitka na półkę, bo jak by się Czejen rozbawił to by go pomęczył a on słabieńki... Jenkin tak szybciutko wybiegł na najwyższą półkę i pcha sie do drzwi na suficie klatki, jak nigdy bo on zawsze taki grzeczny a dziś taka desperacja... Wziełam go na ręce i zauważyłąm, że prubuje łapać powietrze buźką... podałam mu 3 kropelki Aminophyllinum ale nic nie pomogło... ;( mogłam go tylko głaskać i tulić ... Tak patrzył na mnie, jakby błagał żebym coś zrobiła, cokolwiek... a ja mogłam tylko tulić i szeptać żeby się nie męczył, żeby już odpoczoł... I zgasł, mój przytulaczek, perełka, pieszczoszek... Kto mi teraz sie będzie pchał na kolana i domagał głasków, kto bedzie ze mną spał na poduszce??
Tak pada, zimno i mokro a ja musiałam go pochować... Zawinełam w gruby sweter, on zawsze uwielbiał spać w moich ciuchach... Śpij mój śliczny... (*)
Ozzeczku przywitaj go pięknie i zaopiekuj sie nim... (*)