No wiec tak, kolejny zastrzk out, Jacklin piszczala biedactwo, aoe nie ma po ukluciu sladu. No, troszke krewki pocieklo ale juz oczyscilam i ladnie to wyglada.
Wczoraj wieczorem Jack czula sie doskonale. Nawet nie kaszlala. Ciepelko, jedzonko oraz leczenie robia swoje.
Malutkimi kroczkami ale chyba zblizamy sie do wyzdrowienia(opdukac coby nie zapeszyc...).
Przynajmniej taka mam nadzieje..
Dzisiaj Jack zyskala sobie kolejnych milosnikow w postaci posiadaczy malego yorka(w poczekalni wychylila lebek z rekawiczki no i zmiekli..

)
A co do Gipsulka. wczoraj przed snem postanowilam puscic ja po lozku zeby sobie pobiegala.
Biegala i owszem, ale zawsze trzymala blisko. Nie wiem kiedy i jak, ale przysnelam :zzzz: . Obudzilam sie dopiero o 4 rano o_o
No i czuje ze cos mi sie kokosi we wlosach. No oczywiscie Gipsulek. Slodko spiaca zwinieta w klebuszek rexowa kulasia.
Myslalam ze sie rozplyne. Przespalam pol nocy z tym malym krusiem, nawet sie nie oddalila, przytulila sie do panci i lulu razem z nia.
I jak tu jej nie kochac?.. :zakochany:
Co do reszty stada. "Mlodziez" ma sie swietnie. Zszywce bardzo powoli odrasta futerko po operacji. Ona sklada sie glownie z sztywnych wlosow oscistych a oscista siersc odrasta dluzej niz podszerstek, duzo dluzej.
Nie wyczuwam zadnych guzkow czy zgrubien( i oby tak juz pozostalo).
Spinka ma sie doskonale, czesto spi wtulona w Daisy i czasami mam zludzenie ze to jeden wielki rudy szczur.
Piekny widok.
Daisy broi. Ostatnio zaprotestowala przeciwko brakowi obecnosci vibovitu w wodzie(podaje im na wszelki wypadek od jakiegos czasu ale mi sie skonczyl). Nawet jej nie poslodzilam. W zemscie Daisy wygryzla w poidle dziure, oczywiscie cala nieoslodzona woda wyladowala w trocinach a panienka zadowolona z siebie czekala na moja reakcje.
Fabie sporo spi, sporo je, ogolnie wszystkiego robi sporo
W trzeciej klatce, u Babci i Malej Mi bez zmian.
Mala miala znowu niewielki krwotok z pochwy ale sie trzyma. Udalo sie zatamowac. Niestety ma problemy z oddychaniem, ale zwiazane nie z choroba ktora przywlokla Jack, tylko z rakiem pluc...
Ciezko oddycha, na przeswietleniu widac powiekszajacy sie guz.
Narazie jednak je, jej futerko wyglada ladnie i jest zywotna, nie bede wiec myslec o uspieniu..
Z Babcia calkiem niezle. Przestala juz kichac. Udalo sie ja ladnie wykurowac.
jej cialko niestety pozostanie lysawe. Miesiace z nieleczona alergia skory doprowadzily do obumarcia mieszkow wlosowych i zbliznowacenia skory.
Moje slonko ma po prostu lysy grzbiet i rzadka siersc na ciele.
A czas jakos wlecze sie do przodu...