zocha pisze:dobrze widać ich grację i smukłość

ach, ta gracja i smukłość Dżuma
unipaks pisze:ol. pisze: pełen Wersal niemalże - żadnych kwików , skrzeków , wzajemnego policzkowania się ani nawet rozpychania łokciami ; cóż za kulturalne

dobrze wychowane szczurasy!

trafne słówko "niemalże", bo ja pod koniec widzę sarmatę uwalonego pod stołem a jeszcze na całe gardło krzyczącego: "polejcież !"
Wczoraj pod wieczór Baruch na powrót się rozchrumkał
Sobota i kolejne konsultacje.
Już byłam zdecydowana iść po leki nasercowe w poniedziałek, ale kiedy go tak z rana słuchałam poniedziałek wydał się zbyt odległy, a cały pomysł, że jakby nie było będę go leczyć trochę na własną rękę zbyt irracjonalny.
Spróbowałam jeszcze raz, w innym miejscu: dr Przybylski z Poznania. Przedstawiłam mu całą historię, co inni mówią, co radzą. Doktor wzbudza zaufanie. Ujął mnie już tym, że kiedy po przydługim wstępie wyjęłam przestraszonego jujka i spojrzałam dlaczego nie przystępuje do badania – zobaczyłam, że rozgrzewa w dłoni końcówkę stetoskopu dla Barucha

a potem jeszcze tym, że po pierwszym nieudanym podejściu do osłuchania i po tym jak przyszło mu wytrzeć stół a Baruch schronił się u mnie na ramieniu, poszedł za wolą pacjenta i osłuchał go siedzącego na tym ramieniu (a także na karku i we włosach

).
Niestety również zdaniem tego doktora to nie wygląda serce. Osłuchał mu krtań i tam lokalizuje wszystkie dziwne odgłosy. Powiedział, że poda steryd. Zgodziłam się, bo z tego co mówił wynikało, że traktuje to bardziej jako narzędzie diagnostyczne niż uniwersalny środek leczniczy. Mam więc dzwonić w poniedziałek, jak będzie reakcja organizmu. Dalej będziemy postępować w zależności od tego. Być może konieczny będzie wymaz z gardła.
Na razie Baruch milczy kiedy się nie porusza, kiedy biega taka sama z niego grzechotka jak z rana

. Zobaczymy co będzie jutro.
Żeby nie tylko o samych wieściech chorobowych w szczupakowie było: czy opowiadałam już o przymiotach niewielkiego szarego koszyka umieszczonego tuż przy dużych drzwiach klatki ?
Kiedyś mieścił całą wielką czwórkę szczupakowa
Dziś wygodę znajdą tam najwyżej dwa ogony, przy trzech robi się tłok

.
Na ranem to koszyk Misia, który ma w zwyczaju wampirzyć przed świtem, a potem w koszu oczekiwać na dźwięk budzika (czyt. śniadania).
Koło południa Grzmot opuszcza wspólne legowisko na rzecz indywidualnego łoża i gnieździ się w koszyku aż do godziny wybiegu.
Wieczorami to samo miejsce okupują jujki w nadziei na jakiś smakołyk na dobranoc.
W koszyku szczupaki dowiadują się jakimi są skarbami, jeśli łaskawcy dają się głaskać. Szczególnie czarny łaskawca, jeśli tylko miał udany wybieg, po powrocie rozsmakowuje się wręcz w pieszczotach.
Często szczupaki same świadczą tam sobie przysługi wszelakiego rodzaju: od dawania po nosie do największych czułości.
I tu również Herman ostatnio się uaktywnił. On, tak szybko się zawsze nużący iskaniem innych, teraz zagarnia pod ząb każde futerko, które mu się nawinie. Dba o swoją trzódkę
Dziś tak zastałam go z Urczykiem
(proszę nie nadinterpretować - wszystko działo się za zgodą quasi molestowanej, o czym świadczyć może jej mina na ostatnim zdjęciu

)