Dziękujemy za życzenia! Chyba coś z tych dobrych fluidów podziałało na Tusieńkę, bo od Świąt jakby odżyła. Do pełnej sprawności raczej nie wróci, ale wychodzi na wybiegi, gania za piórkiem i bez przerwy chce, żeby ją miziać.

Oczywiście nóżki jej się rozjeżdżają, guziska rosną, więc wsparcie lekami będzie potrzebne do końca życia, ale mam nadzieję, że uda jej się zatrzymać dobrą formę jak najdłużej.
Za to dwa dni temu podniosła ciśnienie mężykowi. Wrócił wieczorem z pytaniem od samych drzwi "jak ogony?" Niby zawsze o nie pyta, a potem wita się z nimi, ale tym razem miał jakąś taką niewyraźną minę i jakby obawiał się zajrzeć do klatki. Akurat cieszyłam się z wyjątkowo dobrego dnia Tusi, więc nieco mnie zdziwił. Na hasło "dobrze" wyraźnie odetchnął i przyznał się, że znalazł rano Tuśkę leżącą podwoziem do góry i wierzgającą nogami. Był absolutnie pewien, że to agonia, ale kiedy ją podniósł, Tuśka mlasnęła po swojemu, przebudziła się, rozkosznie przeciągnęła i dobitnie zapytała "o co cho, ludziu, że mnie budzisz z porannej drzemki". Mój biedny mąż padł ofiarą tusinkowej kultury spania, bo Tuśka jest mistrzynią wybierania nieprawdopodobnych póz, spania z otwartymi oczami, ganiania za wyśnionym piórkiem tudzież lunatykowania. Ja ją widziałam w akcji wielokrotnie, natomiast na niego padło pierwszy raz akurat w takiej ciężkiej atmosferze.
Reszta ogoniastych ma się dobrze, nóżki i odwłoki się pogoiły, misiowa skóra jest pięknie zaleczona. Misiek jest nadal na diecie, teraz tylko testujemy kolejne alergeny. Na razie mam pewność, że bezpieczne są ryż, buraki, grys kukurydziany, być może jajko. Drżę na myśl, że Misiek może być uczulony na mleko. Biedaczek, jego najukochańszą potrawą na świecie jest jogurcik. Na szczycie listy podejrzeń znalazły się też: ściółka słomiana, ostropest, jakiś składnik JR Farm lub Timy. Ech, z czasem sobie wszystko przetestujemy.