Wybaczcie, że wczoraj się nie odzywałam, bardzo Wam dziękuję za dobre myśli dla Barucha
ale co powiedzieć, kiedy tak trudno się przyznać, że nie potrafię pomóc Baruchowi
wszystko nic nie daje
Baruszek ma niewydolność nerek i anemię, coś może się dziać z wątrobą; "może" nie jest podparte badaniami - badanie moczu wykazało krew i białko, ale nie w ilości, która mogłaby spowodować obecny stan, więc coś się jeszcze nakłada na to;
krew nie chciała Baruszkowi lecieć, zresztą co miało lecieć z tych bladych jak papier nóżek ? jest taki biały, nawet oczka nie mają już swojej żywej porzeczkowej barwy
za długo zwlekałam, mieliśmy przepisane leki (furagin), ale go nie podałam
w zeszłym tygodniu było minimalnie lepiej z apetytem, więc myślałam, że powoli, powolutku Baruszek sam się z tego podźwignie; nie chciałam mu w tym przeszkadzać, a wychodzi na to, że mu również nie pomogłam;
tylko on się cały czas się starał, nadal się stara
jego życie bardzo zwolniło, ale wiem, że chce z niego czerpać, chce być częścią tej krainy gdzie Misiu go iska, Dżum iskania się domaga, a Urczyk podbiera jedzenie ; teraz już mniej podbiera, bo menu ptaszka skurczyło się jak on sam...
a jednak przylatuje (nawyk mówienia, że przylatuje – na chwiejnych nóżkach, z podciętymi skrzydłami - tupta), przychodzi kiedy wołam szczupaki lecz sam ich jedzenia nie bierze
nie oddzielam go od szczupaków, dają mu spokój i schronienie – ciału i duszy; w odosobnieniu zmarniałby całkiem,
tak przynajmniej udaje, że je, że jest tak jak zawsze, że jest taki jak inni.
chodzimy na kroplówki, właśnie zaraz idziemy, jest szósta, a i tak nie jest mniej duszno