LUCY [06.08.2005-16.04.2006]
: sob kwie 15, 2006 8:44 am
Moja mala wymarzona agutka...
Zawsze marzylam o takim malym czorcie, agutkowym malenstwie i zawitala do mnie Lucy.
Od malego ciekawska, wszedzie jej bylo pelno, strasznie ruchliwa i niezwykle odwazna. Troche skryta, niezalezna i bardzo pewna siebie. Rownie skrycie ukrywala zapalenie oskrzeli, a przez moje niedopatrzenie i niedosluchanie przerodzilo sie z zapalenie pluc i niewydolnosc serca i bog wie jeszcze czego...
Po trzytygodniowym leczeniu, po wielu przeciwnosciach losu i roznych probach ratowania jej kruchego zycia, nie moglam juz patrzec jak walczy o kazdy oddech. Od kilku dni zaczela miec ataki dusznosci, na poczatku zatrzyki dawaly jej ulge, ale na coraz krocej i krocej. Od wczoraj juz prawie nie jadla, choc dla mnie po wielu probach nakarmienia jej dziubala troszke i pila...
Rano obudzilam sie wczesnie, cos przeczuwalam... miala znowu ciezki oddecha, najpierw walka z podaniem leku dopyszcznie, po 20 min atak i zatrzyk i nic... nie pomoglo... nie moglam juz, nie moglam pozwolic jej sie udusic... :sad2:
Jesli nie moglam, to dlaczego tak nie moge sobie darowac, do konca zycia bede sobie wypominac, ze za pozno zareagowalam, ze nie zrobilam wszystkiego co mozliwe...
Moje male kruche malenstwo, tak bardzo chcialo zyc... do konca byl bardzo silna, dostala dawki narkozy jak dla psa, tak bardzo nie chciala umierac...
I gdzie tu sprawiedliwosc, zeby takie malenstwo w wieku 8 miesiecy konczylo zycie, boze dlaczego???
Zegnal sloneczko...
Zawsze marzylam o takim malym czorcie, agutkowym malenstwie i zawitala do mnie Lucy.
Od malego ciekawska, wszedzie jej bylo pelno, strasznie ruchliwa i niezwykle odwazna. Troche skryta, niezalezna i bardzo pewna siebie. Rownie skrycie ukrywala zapalenie oskrzeli, a przez moje niedopatrzenie i niedosluchanie przerodzilo sie z zapalenie pluc i niewydolnosc serca i bog wie jeszcze czego...
Po trzytygodniowym leczeniu, po wielu przeciwnosciach losu i roznych probach ratowania jej kruchego zycia, nie moglam juz patrzec jak walczy o kazdy oddech. Od kilku dni zaczela miec ataki dusznosci, na poczatku zatrzyki dawaly jej ulge, ale na coraz krocej i krocej. Od wczoraj juz prawie nie jadla, choc dla mnie po wielu probach nakarmienia jej dziubala troszke i pila...
Rano obudzilam sie wczesnie, cos przeczuwalam... miala znowu ciezki oddecha, najpierw walka z podaniem leku dopyszcznie, po 20 min atak i zatrzyk i nic... nie pomoglo... nie moglam juz, nie moglam pozwolic jej sie udusic... :sad2:
Jesli nie moglam, to dlaczego tak nie moge sobie darowac, do konca zycia bede sobie wypominac, ze za pozno zareagowalam, ze nie zrobilam wszystkiego co mozliwe...
Moje male kruche malenstwo, tak bardzo chcialo zyc... do konca byl bardzo silna, dostala dawki narkozy jak dla psa, tak bardzo nie chciala umierac...
I gdzie tu sprawiedliwosc, zeby takie malenstwo w wieku 8 miesiecy konczylo zycie, boze dlaczego???
Zegnal sloneczko...