Gdy wychodzę ze szczurami, co zdarza się tylko wtedy, gdy jedziemy do weterynarza, większość ludzi nastawiona jest pozytywnie, wręcz są żywo zaciekawieni, a Ci, których szczury brzydzą zazwyczaj się po prostu nie odzywają - tak przynajmniej myślę.
Szczury pakuje w transporter koci, więc przechodnie myślą, że wychodzę ze słodkim kotem(choć sąsiedzi, którzy mnie i moje zwierzaki znają, zazwyczaj się pytają, co dziś mam, bo i swoje szczury i kota w tym transporterze wożę:))
Na ulicy zazwyczaj spotykam się z pytaniami " co tam pani ma? Kotka? ". Gdy odpowiadam, że szczury, to starsze panie(bo one zazwyczaj zaczepiają) milkną.
Z dziećmi jest o wiele fajniej. Pewnego razu szłam z ciurami ulicą i zauważyłam, że idą od jakiegoś czasu za mną dwie dziewczynki. Gdy obróciłam się za siebie, podbiegły i zapytały, czy 'mam tam szczury?' Miło się z nimi rozmawiało
Gorzej już jest w tramwaju, bo kontakt jest intensywniejszy. Ostatnio jakaś młoda Romka z dziećmi zapytała, czy mam tam pieska. Na odpowiedź, że szczury, zdziwiła się lekko, ale nie przestraszyła się. Zaczęła pytać, czy dzikie, czy hodowlane, ile, jaka płeć, czy gryzą, co im jest itp. Przede mną siedział starszy człowiek i gdy usłyszał, że wiozę szczury, odwrócił się i z przerażeniem zapytał o to raz jeszcze. Potem się przesiadł
Raz weszłam z nimi do Żabki. Kasjerka zobaczyła długi ogon Biscuita, który wystawał i zapytała, czy szczury. Już bałam się, że będzie chciała mnie wywalić, ale ina tylko na to 'da pani zobaczyć? Dwa są? O BOŻE ale wielkie potwory! Słodkie są, ale nie chciałabym, żeby mi takie coś po łóżku biegało...'
Śmieszy mnie tez reakcja weterynarzy czy ich asystentów na Cookiego. 'Oooo, szarzynka!'