szczury.org

nie zdarzylam jeszcze skavena pochowac, a juz maly diego jest chory... owszem, zuwazylam wieczorem, ze jakis malo jest ruchliwy, ale nie mialam glowy, zeby sie nad tym zastanawiac... zreszta byl wczoraj ze skavenem u weterynarza i poza tym, ze wygladal nie najlepiej, podobno wszystko bylo ok... teraz nie jest... ma straszna biegunke, slady wyciekow kolo noska i oczek... dostal zastrzyk (juz nawet nie zapytalam, jak sie nazywal ten lek) i kropelki do domu... musze podawac mu kilka razy dziennie lakcid i jakes gorzkie paskudztwo... problem w tym, ze nie bardzo mu sie to podoba... sa moze jakies magiczne sposoby na podawanie takiemu pokurczowi lekarstw do pyszczka? przymuszac biedaka (przy biernym oporze, nawet mi sie nie wyrywa), czy miec nadzieje, ze pragnienie zmusi go do picia?

diego nie wygalda dobrze... ledwo sie rusza, nic nie chce pic... jeszcze do dzisiaj mialam wrazenie, ze jesli pojdzie sie do weterynarza ze zwierzakiem, to wszystko musie skonczyc sie szczesliwie... nie musi, jak sie przekonalam... nie wiem, co mam z nim robic... wlewam mu kropelki strzykawka do pyszczka, ale on nawet nie oblizuje mordki... jest taki malutki, ze boje sie, ze zrobie mu krzywde...

Tak mi przykro!
Szkoda mi Ciebie conajmniej tak samo jak Twojego szczurka!

Pewnie nie pocieszy Cię to, że w przyszłym tygodniu idę uśpić dwa moje szczuraski, więc łącze się z Tobą w cierpieniu!

Trzymaj się!

racja, wcale mnie to nie pociesza... teraz juz wiem jak to jest, kiedy umiera szczurek i przynajmnie bede w stanie zrozumiec, co czujesz...

na szczescie z diego nie jest tak beznadziejnie... prawdopodobnie to wylew... ma lekko sparalizowana tylna lapka... zdaje sie, ze weterynarz wie, co robi... diego dostal juz zastrzyki, a ja pelna instrukcje, jak sie nim zajac... lezy teraz na moich kolanach przytulony do butelki z ciepla woda i przykryty swoja polarkowa kalderka... ja delitaknie masuje mu lapke i co jakis czas daje do pyszczka mleko z lakcidem... pjie.. oczka ma blyszczace i calkiem zywe, kiedy chce do ruszyc, probuje mi uciec (to jeszcze dziki szczurek... mam go dopiero od tygodnia, a przez ostatnie dni nie mialam glowy, zeby sie nim zajac)... ogolnie zdaje sie, ze nie jest zle... ma jeszcze dostac kilka zastrzykow i powinno byc lpiej... caly czas ania podnosi mnie na duchu i naprawde zaczynam wierzyc, ze jak bardzi sie postaramy, wszystko bedzie dobrze...

wlasnie wrocilismy od weterynarza... podejrzewana infekcja ukladu pokarmowego... bakterie, ktore ja spowodowaly i namnozyly sie w ostatnim czasie, spowodowaly tez paraliz lapki... wlasciwie nie jest zle... pani weterynarz zachowuje optymizm, a maly ma jeszcze sily... nastepna dawka lekow dopiero jutro... pewnie i tak nie pospie dlugo, bo malenstwo trzeba podgrzewac i masowac mu nozke... przynajmniej mam swoj czynny wklad w jego walke...

bedzie dobrze
MUUUSI byc dobrze

nie dal rady... dostal konwulsji... umarl w moich dloniach poltorej godziny temu...

Jak na moje oko to był wirus. Te atakują głównie układ pokarmowy i oddechowy bo przez niego dostają się do organizmu. Od lekarza usłyszałam, że wirusy bardzo szybko atakują i uśmiercają prawie we wszystkich przypadkach... jesli pokażą się pierwsze objawy praktycznie nie ma szaans na wyleczenie ale to tak OT bo i tak nic Twojemu zwierzątku nie zwróci życia. Zrobiłaś co mogłaś, niejedna osoba nie zrobiłaby tak jak Ty, nie zasłużyłaś na to. Jak nikt nie zasługuje na śmierć - tak Ty i Twoje zwierzaki tym bardziej. Tak dobrze o nie dbałaś i to cholernie niesprawiedliwe.

Ania ma rację, że to cholernie niesprawiedliwe...

Przykro mi...

Moje 2 szczurki też już nie żyją...
Dziś zostały uśpione!

Nie ma słów, które bym Ci chciała powiedziać, nic nie pomoże, wszystko wyda się banalne...