Myszka I Majeczka (razem Do Samego Ko?ca)
: śr gru 31, 2003 5:26 pm
Już jest po wszystkim...
Myszka za dwa miesiące skończyłaby 3 lata -to była moja rekordzistka...
Była...
Od kilku miesięcy postepował u niej niedowład tylnych kończyn.
Już nie mogła się normalnie drapać, nie wspinała się na półeczki, ledwo chodzila - z wielkim wysiłkiem...
Była chudziuteńka - jak szkielecik i miała baaardzo przerzedzone futerko, przy oczkach ranki od drapania...
Moja kochaniutka Myszka...
Żyła rok i 3 miesiące dłużej niż jej siostra Zuzanka.
Majeczka miała 2 lata i 1 miesiąc.
Czuła się bardzo dobrze do samego końca, ale nowotwór był już wielkości mandarynki i bardzo przeszkadzał jej w chodzeniu...
wiedziałam, że można go wyciąć, podobnie jak drugiego guzka, którego też miała.
Ale przeszła już jedną operację z komplikacjami...
No i wiedziałam, że kolejne przerzuty to tylko kwestia czasu.
Chciałam jej chorobą mieć juz za sobą...
Nie chciałam, po operacji mieć nadzieji, że będzie dobrze i nie chciałam się tak strasznie rozczarować jak w przypadku Zuzanki...
To za bardzo bolało...
Choć i teraz bardzo boli...
Ciągle słyszę w uszach słowa dr Bieleckiego:
"To jest operacyjny guz, czy jest pani pewna, że mimo to chce pani ją uśpić???"
Chciałam, ale to nie było łatwe...
Jednak taka jest cena, jaką musimy płacić za miłość do szczurasków!
Ja jestem gotowa płacić, bo tak bardzo je kocham...
Odeszły spokojnie...
Majeczka dostała najpierw narkozę, a potem, kiedy już mocno spała, ten ostatni w życiu zastrzyk...
Myszka nie potrzebowała już drugiego zastrzyku.
Zasnęła tak głęboko, że jej serduszko przestało bić i to był koniec...
Najgorsze jest to, że to ja musiałam wybrać im dzień i godzinę śmierci.
To trochę jak zabawa w Pana Boga...
Ja muszę nosić w sobie ciężar odpowiedzialności...
Wolałabym, żeby było inaczej...

Myszka za dwa miesiące skończyłaby 3 lata -to była moja rekordzistka...
Była...
Od kilku miesięcy postepował u niej niedowład tylnych kończyn.
Już nie mogła się normalnie drapać, nie wspinała się na półeczki, ledwo chodzila - z wielkim wysiłkiem...
Była chudziuteńka - jak szkielecik i miała baaardzo przerzedzone futerko, przy oczkach ranki od drapania...
Moja kochaniutka Myszka...

Żyła rok i 3 miesiące dłużej niż jej siostra Zuzanka.
Majeczka miała 2 lata i 1 miesiąc.
Czuła się bardzo dobrze do samego końca, ale nowotwór był już wielkości mandarynki i bardzo przeszkadzał jej w chodzeniu...
wiedziałam, że można go wyciąć, podobnie jak drugiego guzka, którego też miała.
Ale przeszła już jedną operację z komplikacjami...
No i wiedziałam, że kolejne przerzuty to tylko kwestia czasu.
Chciałam jej chorobą mieć juz za sobą...
Nie chciałam, po operacji mieć nadzieji, że będzie dobrze i nie chciałam się tak strasznie rozczarować jak w przypadku Zuzanki...
To za bardzo bolało...
Choć i teraz bardzo boli...
Ciągle słyszę w uszach słowa dr Bieleckiego:
"To jest operacyjny guz, czy jest pani pewna, że mimo to chce pani ją uśpić???"
Chciałam, ale to nie było łatwe...
Jednak taka jest cena, jaką musimy płacić za miłość do szczurasków!
Ja jestem gotowa płacić, bo tak bardzo je kocham...
Odeszły spokojnie...
Majeczka dostała najpierw narkozę, a potem, kiedy już mocno spała, ten ostatni w życiu zastrzyk...
Myszka nie potrzebowała już drugiego zastrzyku.
Zasnęła tak głęboko, że jej serduszko przestało bić i to był koniec...
Najgorsze jest to, że to ja musiałam wybrać im dzień i godzinę śmierci.
To trochę jak zabawa w Pana Boga...
Ja muszę nosić w sobie ciężar odpowiedzialności...
Wolałabym, żeby było inaczej...