Jimi
: śr lis 15, 2006 9:34 pm
Dawno sie tu nie udzielalem, ale pomyslalem ze wpadne... i zostawie klepsydre.
Pamietacie zlot w Warszawie w lipcu 2005? Na poczatku byl tam taki koles w czarnej bluzie z kapturem i z pudelkiem w garsci - to bylem ja i Jimi. Jimiego dostalem od Krwiopijki jako malego, czarno-bialego, wystraszonego stworka.
Po powrocie do domu postanowilem zapoznac go z pare miesiecy starszym, ale spokojnym i przyjacielskim Linusem (tez czarno-bialym kapturem). Zamieszkali w duzej klatce, ktora wlasnorecznie sklecilem.
Linus i Jimi byli totalnie rozni. Krwiopijka juz obserwujac go jako malucha okreslila go "typem zdobywcy" (czy cos w tym guscie). Faktycznie, Jimi byl bardzo ciekawy swiata i zdecydowanie bardziej ruchliwy niz Linus. Nie dawal tez sobie w kasze dmuchac - chociaz zawsze byl troche mniejszy, to w pewnym momencie podporzadkowal sobie Linusa. Nie wiem, na ile swiadomie, ale zawsze dbal o linie. O ile Linus byl mieciutkim, kochanym pulpetem, to Jimi zawsze byl "zylasty". Bardziej interesowala go walka o zarcie, niz samo zarcie. Prawdziwy z niego twardziel - nie lubil pieszczot. Czasem laskawie dawal sie posmyrac po karku, ale zaraz znajdowal cos lepszego do roboty.
Nie mam pojecia, dlaczego odszedl. Zadnej krwi, porfiryny, problemow zoladkowych... Zawsze mial blyszczaca siersc i czysty ogon.
Znalazlem go dzisiaj lezacego na dole klatki. Ostatni raz spojrzalem mu w polotwarte oczy - nie bylo w nich juz tego zawadiackiego blysku...
Pamietacie zlot w Warszawie w lipcu 2005? Na poczatku byl tam taki koles w czarnej bluzie z kapturem i z pudelkiem w garsci - to bylem ja i Jimi. Jimiego dostalem od Krwiopijki jako malego, czarno-bialego, wystraszonego stworka.
Po powrocie do domu postanowilem zapoznac go z pare miesiecy starszym, ale spokojnym i przyjacielskim Linusem (tez czarno-bialym kapturem). Zamieszkali w duzej klatce, ktora wlasnorecznie sklecilem.
Linus i Jimi byli totalnie rozni. Krwiopijka juz obserwujac go jako malucha okreslila go "typem zdobywcy" (czy cos w tym guscie). Faktycznie, Jimi byl bardzo ciekawy swiata i zdecydowanie bardziej ruchliwy niz Linus. Nie dawal tez sobie w kasze dmuchac - chociaz zawsze byl troche mniejszy, to w pewnym momencie podporzadkowal sobie Linusa. Nie wiem, na ile swiadomie, ale zawsze dbal o linie. O ile Linus byl mieciutkim, kochanym pulpetem, to Jimi zawsze byl "zylasty". Bardziej interesowala go walka o zarcie, niz samo zarcie. Prawdziwy z niego twardziel - nie lubil pieszczot. Czasem laskawie dawal sie posmyrac po karku, ale zaraz znajdowal cos lepszego do roboty.
Nie mam pojecia, dlaczego odszedl. Zadnej krwi, porfiryny, problemow zoladkowych... Zawsze mial blyszczaca siersc i czysty ogon.
Znalazlem go dzisiaj lezacego na dole klatki. Ostatni raz spojrzalem mu w polotwarte oczy - nie bylo w nich juz tego zawadiackiego blysku...