Orvokki... puchatej pere?ki ju? nie ma...
: śr gru 13, 2006 3:34 pm
Odeszłaś, mała kochana kruszynko... Kwiatuszku... Do zobaczenia...
Siedziałam z nią wczoraj od 16 do 22... W łóżku, przytuliłyśmy się do siebie, a ona zasnęła. Ok 22 przebudziła się na chwilkę, otworzyła oczka i w tej chwili poczułam na własnej ręce, jak przestała oddychać... Tego momentu nie zapomnę nigdy... Wykończył ją nowowtwór... Wstręty i paskudny... Weterynarz nie chciał otwierać jej słabego ciałka, bo odeszłby na stole...
Kruszyna urodziła się u Master w Elblągu. Mój mały fiołek został przywieziony przez Krwiopij do Wrocławia, a tam przechowała mi go przez kilka godzin jeszcze jedna dziewczyna z Wrocławia (przepraszam, nie pamiętam nicka...). To było w styczniu, w dzień Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy - pamiętam jak dziś te ulice pełne moytocykli i samochodów z czerwonymi serduszkami. Dziewczyna z Wrocławia dostała ode mnie za odebranie rano Orvokka wielkiego, sympatycznego lizaka. Potrzebowałam jej pomocy, bo nie miałam tak wcześnie autobusu, jak Krwio pociąg powrotny. A imię wymyśliła WildMoon - oznacza ono po fińsku fiołka. I Orvokki naprawdę tym Fiołeczkiem była...
Dziękuję Wam dziewczyny za to małe, puchate szczęście!
Teraz jej nie ma, odeszła do szczurzego nieba... Tak cieżko
Patrzę też na Cykorię, która z dnia na dzień usycha zupełnie jak Fiołeczek...
Smutek...
http://s55.photobucket.com/albums/g127/ ... b2a1a5.jpg
Siedziałam z nią wczoraj od 16 do 22... W łóżku, przytuliłyśmy się do siebie, a ona zasnęła. Ok 22 przebudziła się na chwilkę, otworzyła oczka i w tej chwili poczułam na własnej ręce, jak przestała oddychać... Tego momentu nie zapomnę nigdy... Wykończył ją nowowtwór... Wstręty i paskudny... Weterynarz nie chciał otwierać jej słabego ciałka, bo odeszłby na stole...
Kruszyna urodziła się u Master w Elblągu. Mój mały fiołek został przywieziony przez Krwiopij do Wrocławia, a tam przechowała mi go przez kilka godzin jeszcze jedna dziewczyna z Wrocławia (przepraszam, nie pamiętam nicka...). To było w styczniu, w dzień Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy - pamiętam jak dziś te ulice pełne moytocykli i samochodów z czerwonymi serduszkami. Dziewczyna z Wrocławia dostała ode mnie za odebranie rano Orvokka wielkiego, sympatycznego lizaka. Potrzebowałam jej pomocy, bo nie miałam tak wcześnie autobusu, jak Krwio pociąg powrotny. A imię wymyśliła WildMoon - oznacza ono po fińsku fiołka. I Orvokki naprawdę tym Fiołeczkiem była...
Dziękuję Wam dziewczyny za to małe, puchate szczęście!
Teraz jej nie ma, odeszła do szczurzego nieba... Tak cieżko

Patrzę też na Cykorię, która z dnia na dzień usycha zupełnie jak Fiołeczek...
Smutek...
http://s55.photobucket.com/albums/g127/ ... b2a1a5.jpg