Niusia [*]
: pt mar 30, 2007 10:17 am
Wczoraj o godzinie 23.20 odeszła moja najlepsza przyjaciółka.
Zaczęło się w sobotę, lekkie paraliże prawej strony, weterynarz: guz i trzy zastrzyki co drugi dzien. Po trzecim się pogorszyło, bardzo. Bardzo szybko biło jej serduszko, nie chodziła, czołgała się, nie jadła tylko piła. Wet powiedział, że mamy przyjsc o 5 ale jej się pogarszało. Ania mi dała namiary na dr Wojtys, ona stwierdziła, że lek był dobry ale dawka jak dla kota, mógł jej uszkodzić, serduszko, wątrobe i nerki, powiedziała by dać jej kroplówke, która by ją wzmocniła i wypłukała świństwo z organizmu. Do 5 było tyle czasu że pojechaliśmy do innego weta, do Bieleckiego, zrobił rtg. Wyszło, że to wcale nie był guz, tylko serce - dużo za duże serce i płyn w płucach. Wysłał nas na ekg ale na 22. W domu bylo coraz gorzej, juz nawet nie piła, trzymałam ją łebkiem wysoko bo tak jej się lepiej oddychało.
Na ekg okazało się, że ma migotanie komór. "Marne szanse", ale "łatwiej jest uśpić a widać, że ona bardzo chce żyć". Postanowiliśmy, że spróbujemy zawalczyć, w końcu ona tak długo sama walczyła. Gdy dotarliśmy do domu tuż przed podaniem leku było jeszcze gorzej. Dusiła się. Telefon do weta czy ją uśpi: "nie mam czym..."
I tak odeszła, tak bardzo się męcząca a ja jej nie mgłam ulżyć.
Siedziałam tylko, tuliłam i głaskałam. Nawet jeszcze długo po...
Miała tylko 1.5 roku...
Zaraz idziemy ją pochować w ogródku przy kwiatkach...
Wybacz mi Aniołku... To moja wina...
Zawsze Cię będę kochać :*
Niusia 11.2005 - 29.03.2007 [*]
Zaczęło się w sobotę, lekkie paraliże prawej strony, weterynarz: guz i trzy zastrzyki co drugi dzien. Po trzecim się pogorszyło, bardzo. Bardzo szybko biło jej serduszko, nie chodziła, czołgała się, nie jadła tylko piła. Wet powiedział, że mamy przyjsc o 5 ale jej się pogarszało. Ania mi dała namiary na dr Wojtys, ona stwierdziła, że lek był dobry ale dawka jak dla kota, mógł jej uszkodzić, serduszko, wątrobe i nerki, powiedziała by dać jej kroplówke, która by ją wzmocniła i wypłukała świństwo z organizmu. Do 5 było tyle czasu że pojechaliśmy do innego weta, do Bieleckiego, zrobił rtg. Wyszło, że to wcale nie był guz, tylko serce - dużo za duże serce i płyn w płucach. Wysłał nas na ekg ale na 22. W domu bylo coraz gorzej, juz nawet nie piła, trzymałam ją łebkiem wysoko bo tak jej się lepiej oddychało.
Na ekg okazało się, że ma migotanie komór. "Marne szanse", ale "łatwiej jest uśpić a widać, że ona bardzo chce żyć". Postanowiliśmy, że spróbujemy zawalczyć, w końcu ona tak długo sama walczyła. Gdy dotarliśmy do domu tuż przed podaniem leku było jeszcze gorzej. Dusiła się. Telefon do weta czy ją uśpi: "nie mam czym..."
I tak odeszła, tak bardzo się męcząca a ja jej nie mgłam ulżyć.
Siedziałam tylko, tuliłam i głaskałam. Nawet jeszcze długo po...
Miała tylko 1.5 roku...
Zaraz idziemy ją pochować w ogródku przy kwiatkach...
Wybacz mi Aniołku... To moja wina...
Zawsze Cię będę kochać :*
Niusia 11.2005 - 29.03.2007 [*]