Kto niby weźmie starego, połysawego szczura?
No, a sam nie będzie przecież siedział, jak do tej pory żył w kupie (dosłownie też).
Harry to stare, pirackie imię doskonałe dla starego, żółtego szczura z obgryzionymi uszami. Jak on wygląda.. Wytrzeszcza te gały, wystawia żółte zębiska i udaje, że mnie capnie, a ja widzę po tych uszach, że walczyć to to nie umie za bardzo. Chłopaki się naparzają po nocach, bo lubią. Pisałam w panice o rady, ale dostałam tylko taką, że póki krew nie leci, to nic nie robić. To patrzę i widzę, że mają frajdę.
Jak piszczą za bardzo, to suka interweniuje pod klatką, też piszczy, a one przestają. Normalnie, perpetum mobile.
Oswajam. Harry na rękach nieruchomieje. Na razie go noszę, nie głaskam, bo się boi. Aż piszczy. Nie za długo. Mówię do niego, a suka jest zazdrosna. Na podłodze w łazience nie ruszał się z miejsca ze strachu, a jak wyciągałam rękę, to zgrzytał zębami. Już przychodzi do ręki, da się dotknąć, choć zwiewa. Jak go biorę z klatki (która ma za małe drzwiczki na dorosłego szczura plus moją rękę) to daje, nie panikuje już tak strasznie.
Lucek jest rozbieganym prześlicznym szczurzym ryjkiem. Nie ma pomysłu na gryzienie, tylko zwinny jest bardzo. I skacze jak kamikaze, więc wycieczki na mieszkanie odpadają, bo mi zeskoczy z kołnierza.
Lucek wchodzi sam na mnie, wszystko chce poznać, jak to dzieciak.
Chłopaki byli już na Ivemectrynie, a jak się trochę podtuczą, pójdą na obcinanie pazurów. Teraz stresu za dużo to niezdrowo.
Dostają dobre rzeczy, przekupuję ich gerberkami najbardziej w tej łazience, witaminy i gadżety.
Tu jeszcze wszystkie 4 razem, dwa kapturki zawiozłam do Krakowa,
ten największy to Harry:

A tu już "moi panowie", czyli Harry i Lucek:
