Dzisiaj mija dziewięć miesięcy od chwili, gdy przywiozłam z Warszawy Tych Dwóch.
Dziewięć miesięcy to wystarczający czas, by wyjaśniły się bardzo ważne sprawy nawet w przypadku Homo sapiens
a co dopiero w przypadku szczurów. Wystarczający czas, by odpaliły wszystkie, najbardziej nawet „opóźnione zapłony”
.
Sokole Oko, który przypuszczalnie w styczniu skończył rok, jest dla mnie nieustającym źródłem dumy i zachwytu. Piękny i mądry myśliciel. Nieco zdystansowany, ale miewa wybuchy czułości. Nie można go nazwać przytulanką; ma w sobie ten czar półdzikusa, który zachwyca i budzi szacunek.
Oksymoron: moje Pierwsze Białoróżowe – w chwili Interwencji był maleństwem; można było przypuszczać, że od początku socializowany, wyrośnie na zblazowanego pieszczocha. Tymczasem, to właśnie on jest nośnikiem „marnych genów” jeśli chodzi o charakter: płochliwy i nieufny. Tym cenniejsze i bardziej wzruszające są chwile gdy się przełamuje.
Moja Mała Mi! w swej nieświadomości znęca się nade mną... na szczęście „marne geny” dotyczą charakterku (one są „marne” z egoistycznego punktu widzenia człowieka), Oksy do dzisiaj nie miał najmniejszych problemów ze zdrowiem (jeno porfiryna na nosku- jako reakcja na najmniejszy stres) i mam nadzieję, że tak zostanie.
Słowem; jeśli chodzi o decyzję przygarnięcia interwencjaków: nie wiem jak Oni, ale ja żałuję, że miałam miejsce tylko dla dwóch i dziś jeszcze raz dziękuję wszystkim, którzy przyczynili się do tego, że możemy być razem.