Ania: moi się kochają, ale co z tego, jedno wpada na super plan żeby siąść drugiemu na głowie i się zaśmiewa, a tamto pod spodem miota się, w końcu gryzie w zadek napastnika, napastnik przywala tamtemu w głowę, ryczy, leci oczywiście do mamy, maltretowany spod spodu też ryczy i leci do mamy, oboje usiłują na nią wleźć.......... i tak dalej
pomagają sobie, dzielą się słodyczami zawsze po równo, pocieszają, jak któreś upadnie, jonek zabrania np krzyczeć na mrówkę, "bo ona jest sićna i malutka", ale mimo wszystko ślicznie odziane, czyściutkie, uśmiechnięte dzieci bawiące się cichutko zabaweczkami w swoim pokoju i hojnie darzące się buziakami to tylko w bajkach i reklamach istnieją. normalnie bywa bardzo różnie.
na przykład mama rzuca hasło: chodźcie, idziemy na spacerek.
mrówka: taaaaak! ziakładamy buciki! juś idziemy? ja wezmę misia!
jonek: nieeeeeeeee! nie chcę pacejku! ja zośtaję i ty teś zośtań!
a jak czekają na śniadanie i zaczynają dla rozrywki rzucać w siebie talerzami.... poezja
jedno dziecko by na to nie wpadło, bo to wynikło z talerzowej przepychanki po stole, zaczęli nawzajem popychać swoje talerze i poszło. wrzask i łomot. musiałam ich stołem rozdzielić, a i tak darzyli się epitetami (jeśteś gupi! nie ty jeśteś gupia! ty jeśteś gupi i nie maś talezia! mam taleź to ty nie maś talezia i jeśteś gupia!)
teraz np grzecznie się razem kąpią i nie, nie siedzę nad nimi, zakładam, że się nie utopią
wspólnie coś gotują w tych swoich małych garnuszkach. ups, zapomniałam, że im gorącą wodę leję
to ja niedługo wrócę......