Mufa - 04.06.2008
: śr cze 04, 2008 11:29 am
Była pięknym szczurkiem z fenomenalnym instynktem. Podporządkowała sobie Komara (drugą szczurę) i nigdy nie dała się do końca oswoić. Była wielkim psujem, przegryzaczem kabli, obgryzaczem ścian, mebli i małym, kochanym kradziejem.
Wczoraj zostawiłam je same na cały dzień - ok. 16 godzin. Niepierwszy raz, z zachowaniem środków ostrożności tzn. zostawiłam otwarte okno, dużo wody, jedzonko, klatkę postawiłam w cieniu. Gdy wróciłam około północy, mała była w tragicznym stanie
. Ledwo stała, liznęła tylko kilka razy wodę z palca, kilka razy ulubione Danio...ale było coraz gorzej. Brałam ją na ręce, chciała mi uciekać, ale właściwie pełzła, nie mając zupełnie siły.
Znalazłam całodobową lecznicę, tu, na forum. Niestety, strasznie daleko ode mnie (ja z ok. Wieczystej w Krakowie, lecznica na Bieżanowie). Gdy wysiadłam z nocnego, czułam, jak mała łapie bezdechy, z jakim trudem oddycha. Wzięłam ją na ręce, żeby miała więcej tlenu. Niestety, na nic się to zdało. Po chwili wyzionęła ducha, zanim zdążyłam z nią dojść do weta ;(.
Nie wiem, co było przyczyną śmierci - mała jest z zoologika, więc podejrzewam jakąś chorobę genetyczną. Nie chciałam jej kroić dla uspokojenia ciekawości.
Żałuję, że czasu nie można cofnąć. Może zwróciłabym większą uwagę na to, że przedwczoraj nie wyszła z klatki pobiegać, tylko spała? Wtedy nie widziałam w tym nic dziwnego, wiele razy zdarza się ciurom leżeć mimo otwartych drzwiczek. Może wróciłabym wcześniej do domu i dałoby się jeszcze coś zaradzić. Nie wiem. I chyba nie ma sensu gdybać.
Mam nadzieję, że nie cierpiała długo.

Wczoraj zostawiłam je same na cały dzień - ok. 16 godzin. Niepierwszy raz, z zachowaniem środków ostrożności tzn. zostawiłam otwarte okno, dużo wody, jedzonko, klatkę postawiłam w cieniu. Gdy wróciłam około północy, mała była w tragicznym stanie

Znalazłam całodobową lecznicę, tu, na forum. Niestety, strasznie daleko ode mnie (ja z ok. Wieczystej w Krakowie, lecznica na Bieżanowie). Gdy wysiadłam z nocnego, czułam, jak mała łapie bezdechy, z jakim trudem oddycha. Wzięłam ją na ręce, żeby miała więcej tlenu. Niestety, na nic się to zdało. Po chwili wyzionęła ducha, zanim zdążyłam z nią dojść do weta ;(.
Nie wiem, co było przyczyną śmierci - mała jest z zoologika, więc podejrzewam jakąś chorobę genetyczną. Nie chciałam jej kroić dla uspokojenia ciekawości.
Żałuję, że czasu nie można cofnąć. Może zwróciłabym większą uwagę na to, że przedwczoraj nie wyszła z klatki pobiegać, tylko spała? Wtedy nie widziałam w tym nic dziwnego, wiele razy zdarza się ciurom leżeć mimo otwartych drzwiczek. Może wróciłabym wcześniej do domu i dałoby się jeszcze coś zaradzić. Nie wiem. I chyba nie ma sensu gdybać.
Mam nadzieję, że nie cierpiała długo.
