Strona 1 z 1

Nessa * .11.2005 - ['] 27.06.2008

: sob cze 28, 2008 1:18 pm
autor: Azi
Nie myślałam, że tak szybko będę pisać kolejny tematw tym dziale. Nie myślałam, że będzie on o Tobie. Moja szczurcio nie do zdarcia.

Pamiętasz jak do nas przyjechałaś? Wyciągnęłam Cię z akwarium pełnego samców, jak ja się bałam, czy Ty nie jesteś w ciąży... Nie byłaś, za to byłaś wystrachana i zaświerzbiona na uszkach.
Obrazek

Świerzb wyleczyłyśmy, brzuszek napchnęłyśmy, a Ty zamieniłaś się w ciekawskiego i otwartego szczuraska. Bezproblemowo przyjełaś Yavannę, choć czasem się potraiłyście potłuc...
Obrazek

Zawsze i wszędzie chodziłaś. Ty musiałaś chodzić. Nie potrafiłaś minuty usiedzieć na miejscu. łapki ciągle musiały być w ruchu. Albo przytrzymywały jedzonko, albo myły uszka, a jak nie to chodziły. Musiały.
Obrazek

No i z fotela nauczyłaś się zchodzić. Tak jak z kanapy, szafek, biurka i wszystkiego co się dało ;)
Obrazek

Właziłaś gdzie się dało, ale było jedno miejsce którego się bałaś - balkon. Tam twoje łapki nabierały rozpędu i niosły Cię w kierunku drzwi.
Obrazek

Za to wszystkie inne dziury były okupowane :)
Obrazek

Oj kochałaś Ty Yavutka, choć dominantką byłaś straszną.
Obrazek

Mimo to zaakceptowałaś efki bez mrugnięcia okiem.
Obrazek

No i w końcu z małej zoologicznej glizdy wyrosłać na szczurzyce idealnie... okrągłą :D
Obrazek

A potem pojawił Ci się ropień. Ten pierwszy. I była operacja, krótko po śmierci Yavusi. Dwa duże stresy na raz. Dwa duże stresy, a mimo to wygrałaś. Choć z wybudzaniem były problemy. Teraz wiem dlaczego.
Obrazek Obrazek

Ale pojawiła się Morka. I znów przyjęłaś ją z otwartymi łapkami.
Obrazek

Byłaś wyjątkowa. W relacjach z człowiekiem i tak zachowywałaś się jak równa nam. Tu nie było mowy o panci i poddanej Nessce. Tu był związek "partnerski". Miziaki nie były przez Ciebie czymś znacząco pożądanym. Owszem, można było się pogłaskać, ale przez chwilę. Ważniejsze było poczucie wolności i samodzielności. Ważniejsze było zwiedzanie. Mimo, że mieszkanie znałaś na wskroś, to obowiązkowym punktem programu było obejście wszystkich kątów. Co z tego, że szczurze stado siedziało na kanapie. Ty byłaś ponad, a może trafniej - pod tym :) Do końca silna, do końca dzielna. Do końca z błyskiem w oczach i lśniącym futerkiem.
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

A koniec nadszedł zbyt szybko. Pojawił Ci się kolejny ropień, bo wiesz, to co miałaś pod paszką to znów ropień był. Podobno. Na początku był malutki. Wielkości ziarnka grochu i był tak sobie przez miesiąc, może dłużej. A potem urósł. Urósł z dnia na dzień i rósł coraz bardziej. Wczoraj był wielkości orzecha włoskiego. Ciężko już Ci było wychodzić z domku i klatki, ale wychodziłaś. Wczoraj jeszcze biegałaś przed zabiegiem dwie godzinki, leżałaś na książkach, zjadłaś marchewkowego dropsa - Twoje ulubione.

A potem włożyłam Cię do transportera, włożyłam i zawiozłam do tych... weterynarek. Stałam nad nimi i co chwilę przypominałam, że trzeba dać mniej narkozy, bo serduszko już nie to, bo ostatnio się długo wybudzałaś. Może niepotrzebnie tak o to biadoliłam? Podobno zaczęłaś się wybudzać w trakcie i dostałaś drugi zastrzyk. Jak mi o tym wetka powiedziała, pomyślałam "złoty strzał". Czemu tak pomyślałam? Wykrakałam? Gdy Cię odbierałam - nieprzytomną, powiedziano mi dopiero, że oni nie dają zastrzyku na wybudzenie i to dopiero jak zapytałam, czy taki dostałaś już. Może gdybym wiedziała wcześniej decyzja byłaby inna... Może. A może... Przywiozłam Cię. Kupiłam wcześniej nutri, zrobiłam Ci leżanko z poduszek i termoforu, a na to postawiłam transporter z Tobą. Miałaś takie zimne łapki, ale po kilkunastu minutach się ogrzały i już pozostały cieplutkie. Oddech Ci przyspieszył, reagowałaś na dotyk w kąciku oczka. Naet od czasu do czasu sobie głębiej oddychałaś. Przewracałam Cię z boku na bok, co godzinkę, zwilżałam języczek, przymykałam oczka.
O 21 przyszłam przewrócić Cię po raz ostatni, choć wtedy tak nie myślałam. Ułożyłam Cię i patrzyłam jak oddychasz. Tylko, że oczko nie reagowało na dotyk. A oddech zaczął być skokowy. Zawołałam mamę, mama usiadła przy Tobie, dotknęła Ci główki, ja też, zadzwoniłam do wetki, a wtedy po prostu przestałaś oddychać. Podjęłam akcję reanimacyjną, tak jak wetka kazała robić reanimację, ale Ty już sobie poszłaś i nie chciałaś wrócić. Nosek zaczął Ci sinieć, ale ja uparcie starałam się przywrócić Ci oddech, bicie serca. Nie udało się. Możliwe, że nie robiłam tego na tyle dobrze aby Cię przywołać. Przepraszam kochanie. Przepraszam, że zdecydowałyśmy się na ten krok, choć wiem, że to i tak było najlepsze dla Ciebie. Wiem, że to paskudztwo rosłoby dalej, aż by pękło lub tak utrudniło Ci życie, że wolałabyś umrzeć. Przepraszam tylko, że nie wybrałam lepszego weterynarza.

Moja królewno, Twoje truchełko leży teraz koło truchełka Yavusi. Pewnie już się tam odnalazłyście. Za jakiś czas do Was dołączymy. Ja i moja mama, a wtedy ona zrobi Wam znów pierożki na jedną jagodę ;)

Re: Nessa * .11.2005 - ['] 27.06.2008

: sob cze 28, 2008 2:28 pm
autor: matyld_a
Popłakałam się :(

Przykro mi...

['] dla Nesski
['] dla Yavusi

żeby się odnalazły w Krainie Wielkiego Chrupka...

Re: Nessa * .11.2005 - ['] 27.06.2008

: sob cze 28, 2008 3:05 pm
autor: Anka.
Wczoraj odszedł też i mój Szczurosław, razem poszli dalej...Tam gdzie nie ma już bólu, guzów i starości :'(

[*]

Re: Nessa * .11.2005 - ['] 27.06.2008

: sob cze 28, 2008 4:28 pm
autor: Telimenka
['][']... dla Nessy,na droge