Cyklostadko: Strachkwas i Tobiasz Trzeci.
: wt kwie 21, 2009 9:36 pm
Witajcie
To jest mały Moonio (skrót od hippisowskiego imienia Moonjava), dwa dni po tym, jak wylądował u mnie w pokoju. Znalazł się tam w dość dziwnych okolicznościach.
Od dawna chciałam mieć szczurka - gdy za licealnych czasów mieszkałam w internacie, dziewczyna z pokoju obok miała cudowną białą psotną szczurzycę. Uwielbiałam do niej przychodzić, szczurka zawsze podbiegała, wchodziła mi na kolana i lizała palce. Słuchałam też opowieści o jej wyczynach, jak wejście po firance i zwis na żabce czy uwicie sobie za szafą gniazda z powykradanych majtek...
Sympatia do szczurów pozostała. Gdy tylko na forum uczelni zobaczyłam ogłoszenie o szczurzych maleństwach do oddania, wahałam się tylko chwilkę. Zdobyłam klatkę i wybrałam się po ślicznego malucha. Zastanawiałam się jeszcze, czy wybrać chłopca, czy dziewczynkę. Zdecydowałam się na samca - bo stwierdziłam, że na pewno będzie się dziewczynie trudniej pozbyć chłopaków, bo niektórym przeszkadzają jajka i zapaszek. Pfff, nie widzę nic obrzydliwego w szczurzych jajkach. Normalny element anatomii. Wzięłam tylko jednego, bo dziewczyna nie powiedziała mi, że lepiej byłoby parce. Poza tym wciąż miałam w pamięci jaka szczęśliwa wydawała się Szczurcia mojej znajomej.
Z początku ciężko się było mu przyzwyczaić do nowego domu. Brałam go jak najczęściej na ręce, wchodził do rękawa albo pod bluzkę i potrafił tam siedzieć bez przerwy, robiąc sobie wycieczki w różne podbluzkowe rejony i łaskocząc mnie wąsami i pazurkami. Moja współlokatorka tylko czasami się dziwnie na mnie patrzyła gdy wybuchałam głośnym śmiechem. Co jakiś czas wpuszczałam szczurasa do klatki, by się najadł, napił i załatwił. W końcu się przyzwyczaił i niemal bez problemu daje się brać na ręce. Dalej uwielbia siedzieć mi w rękawie i być mizianym. Czasem przekręca się na plecy i mogę go szkrabać po brzuszku... Co ciekawe, pozwala sobie na to tylko w rękawie. Na innym terenie zaraz się wyrywa.
Jednak szczur robił się coraz bardziej i bardziej smutny. Teraz zamiast buszować w klatce, zaszywa się najczęściej w kąciku i nic nie robi. Chyba nie śpi wtedy, bo ma cały czas otwarte oczka. Potrafi przez pół godziny siedzieć bez ruchu, powiercić się momencik i znów zastygnąć w miejscu. Całe szczęście, że uświadomiłam sobie, że potrzeba szczurkowi towarzysza.
Wrzucę jeszcze dwa zdjęcia.
Tu jeszcze mały Moonio, obok kieliszek z wodą (żeby mógł się napić jak mu się zachce - uczyłam do przychodzenia na cmokanie, wabiąc go kukurydzką )
A teraz się zrobił taki. Aż dziw, że kiedyś mógł spokojnie przejść przez pustą rolkę papieru toaletowego
Za dwa dni dołączy do Moońka śliczny kapturek. Wielkie dzięki, Czerwonaona!
Postaram się zdać szczegółową relację z zapoznawania się dwóch panów. Trzymajcie kciuki, żeby się polubili!
PS: Umaszczenie Moońka można nazwać kapturowym? Czy jest jakaś osobna nazwa na ten wariant z "irokezem koloru" na pleckach?
To jest mały Moonio (skrót od hippisowskiego imienia Moonjava), dwa dni po tym, jak wylądował u mnie w pokoju. Znalazł się tam w dość dziwnych okolicznościach.
Od dawna chciałam mieć szczurka - gdy za licealnych czasów mieszkałam w internacie, dziewczyna z pokoju obok miała cudowną białą psotną szczurzycę. Uwielbiałam do niej przychodzić, szczurka zawsze podbiegała, wchodziła mi na kolana i lizała palce. Słuchałam też opowieści o jej wyczynach, jak wejście po firance i zwis na żabce czy uwicie sobie za szafą gniazda z powykradanych majtek...
Sympatia do szczurów pozostała. Gdy tylko na forum uczelni zobaczyłam ogłoszenie o szczurzych maleństwach do oddania, wahałam się tylko chwilkę. Zdobyłam klatkę i wybrałam się po ślicznego malucha. Zastanawiałam się jeszcze, czy wybrać chłopca, czy dziewczynkę. Zdecydowałam się na samca - bo stwierdziłam, że na pewno będzie się dziewczynie trudniej pozbyć chłopaków, bo niektórym przeszkadzają jajka i zapaszek. Pfff, nie widzę nic obrzydliwego w szczurzych jajkach. Normalny element anatomii. Wzięłam tylko jednego, bo dziewczyna nie powiedziała mi, że lepiej byłoby parce. Poza tym wciąż miałam w pamięci jaka szczęśliwa wydawała się Szczurcia mojej znajomej.
Z początku ciężko się było mu przyzwyczaić do nowego domu. Brałam go jak najczęściej na ręce, wchodził do rękawa albo pod bluzkę i potrafił tam siedzieć bez przerwy, robiąc sobie wycieczki w różne podbluzkowe rejony i łaskocząc mnie wąsami i pazurkami. Moja współlokatorka tylko czasami się dziwnie na mnie patrzyła gdy wybuchałam głośnym śmiechem. Co jakiś czas wpuszczałam szczurasa do klatki, by się najadł, napił i załatwił. W końcu się przyzwyczaił i niemal bez problemu daje się brać na ręce. Dalej uwielbia siedzieć mi w rękawie i być mizianym. Czasem przekręca się na plecy i mogę go szkrabać po brzuszku... Co ciekawe, pozwala sobie na to tylko w rękawie. Na innym terenie zaraz się wyrywa.
Jednak szczur robił się coraz bardziej i bardziej smutny. Teraz zamiast buszować w klatce, zaszywa się najczęściej w kąciku i nic nie robi. Chyba nie śpi wtedy, bo ma cały czas otwarte oczka. Potrafi przez pół godziny siedzieć bez ruchu, powiercić się momencik i znów zastygnąć w miejscu. Całe szczęście, że uświadomiłam sobie, że potrzeba szczurkowi towarzysza.
Wrzucę jeszcze dwa zdjęcia.
Tu jeszcze mały Moonio, obok kieliszek z wodą (żeby mógł się napić jak mu się zachce - uczyłam do przychodzenia na cmokanie, wabiąc go kukurydzką )
A teraz się zrobił taki. Aż dziw, że kiedyś mógł spokojnie przejść przez pustą rolkę papieru toaletowego
Za dwa dni dołączy do Moońka śliczny kapturek. Wielkie dzięki, Czerwonaona!
Postaram się zdać szczegółową relację z zapoznawania się dwóch panów. Trzymajcie kciuki, żeby się polubili!
PS: Umaszczenie Moońka można nazwać kapturowym? Czy jest jakaś osobna nazwa na ten wariant z "irokezem koloru" na pleckach?