Chichiri of Anahata 06.07.2009 - 18.01.2010
: wt sty 19, 2010 11:08 am
Była przeziębiona, dostawała enro. Zrobiła jej się martwica. Wczoraj... gdy wróciłam z pracy zastałam ją zalaną krwią. Nie kontaktowała, była osłabiona, odwodniona, nie dała rady się poruszać. Umyłam ją, zauważyłam zerwany strup. Dostała mnóstwo różnych leków, m.in. sterydy, kroplówkę, witaminy, cyklonaminę, antybiotyk....
Wieczorem zaczęła się trochę ruszać. Wypiła wodę z cukrem. Kroplówka ładnie się wchłonęła.
O 22:50 gdy znowu do niej zajrzałam.... mojego duszka już nie było....
Chichircia... córeczka mojej Ayi.

Szybko rosła...

Otworzyła oczka...

3 tygodnie...

Moje ulubione zdjęcie...

Moja kochana, malutka kluseczka... tak długo wyczekiwana. Wnuczka Miyu, córeczka Ayi... Była ze mną od pierwszych chwil swojego życia, widziałam jak się rodzi, dziewczyny na konferencji GG też były świadkami jej narodzin... wypieszczona i wycałowana, codziennie pokazywałam ją Zbyszkowi, mówiąc, że moje dziecko z nami zostanie.
Tak bardzo do mnie przywiązana, taka moja... zawsze pierwsza wybiegała do mnie z klatki, zawsze chciała się miziać i przytulać. Chciała się bawić, zaczepiała, podgryzała, ciągała za rękaw, myła dokładnie palce, ganiała się z ręką. Podrapana w tyłek skakała jak samiczka w rujce. Mimo wieku, jej charakter wcale się nie zmieniał, to było takie wiecznie wesołe, wiecznie chętne do psocenia dziecko.
Jej mięciutkie futerko, wielkie uszyska i drobna budowa totalnie mnie rozbrajały - nigdy nie mogłam się na nią napatrzeć. Wymarzona, wymantrowana, jedyna taka w miocie...
Rozkosznie radosna, zawsze zadowolona...
Z mamą...

Miała mieć maluszki, miała urodzić 4-te pokolenie moich blutków. Miałam za 3 tygodnie pokazywać zdjęcia rodzinne z 4 szczurami....
Dorastała...
26 grudnia...

Z mamą, 11 stycznia....

Byłam taka pewna, że dzisiaj rano pójdziemy na kolejną kroplówkę, a nie na sekcję...
Klatka bez wesołego aniołka, który był wszędzie jednocześnie... jest pusta. A w naszych sercach zieje dziura. Po prostu.
Do widzenia, kochanie...
Wieczorem zaczęła się trochę ruszać. Wypiła wodę z cukrem. Kroplówka ładnie się wchłonęła.
O 22:50 gdy znowu do niej zajrzałam.... mojego duszka już nie było....
Chichircia... córeczka mojej Ayi.

Szybko rosła...



Otworzyła oczka...







3 tygodnie...





Moje ulubione zdjęcie...

Moja kochana, malutka kluseczka... tak długo wyczekiwana. Wnuczka Miyu, córeczka Ayi... Była ze mną od pierwszych chwil swojego życia, widziałam jak się rodzi, dziewczyny na konferencji GG też były świadkami jej narodzin... wypieszczona i wycałowana, codziennie pokazywałam ją Zbyszkowi, mówiąc, że moje dziecko z nami zostanie.
Tak bardzo do mnie przywiązana, taka moja... zawsze pierwsza wybiegała do mnie z klatki, zawsze chciała się miziać i przytulać. Chciała się bawić, zaczepiała, podgryzała, ciągała za rękaw, myła dokładnie palce, ganiała się z ręką. Podrapana w tyłek skakała jak samiczka w rujce. Mimo wieku, jej charakter wcale się nie zmieniał, to było takie wiecznie wesołe, wiecznie chętne do psocenia dziecko.
Jej mięciutkie futerko, wielkie uszyska i drobna budowa totalnie mnie rozbrajały - nigdy nie mogłam się na nią napatrzeć. Wymarzona, wymantrowana, jedyna taka w miocie...
Rozkosznie radosna, zawsze zadowolona...
Z mamą...

Miała mieć maluszki, miała urodzić 4-te pokolenie moich blutków. Miałam za 3 tygodnie pokazywać zdjęcia rodzinne z 4 szczurami....
Dorastała...






26 grudnia...

















Z mamą, 11 stycznia....


Byłam taka pewna, że dzisiaj rano pójdziemy na kolejną kroplówkę, a nie na sekcję...
Klatka bez wesołego aniołka, który był wszędzie jednocześnie... jest pusta. A w naszych sercach zieje dziura. Po prostu.
Do widzenia, kochanie...