Mój śmierdziuch Edi trafił do mnie niestety ze sklepu zoologicznego 9 kwietnia 2010 roku. Strasznie wystraszony wszedł do klatki,a kiedy na łóżku próbowałam otworzyc klatkę,żeby dac mu jeśc on ruszył i wielkim susem wyleciał z klatki.Ja spanikowana próbowałam go złapac nie mając zielonego pojęcia,że powinnam dac mu jedzenie przed wpuszczeniem do nowego domku.Schwytałam go na podłodze 3 metry od jego klatki.Serce biło jak opętane pewnie równie mocno jak Ediemu.Tym bardziej,że miałam jeszcze rękę w gipsie,który kończył się prawie pod pachą

.
Tytus również trafił do mnie z zoologa 9 czerwca 2010.Był śmielszy i spokojniejszy od Ediego.Otworzyłam klatkę i chciałam go pogłaskac.On pisnął ze strachu,a ja o mało nie dostałam zawału,że coś mu zrobiłam

.Po kilku godzinach już wyciągałam go z klatki i głaskałam.Na następny dzień zaczęłam przyzwyczajac Ediego do nowego kolegi.Pierwsza faza udała się bardzo pomyślnie,a to zdjęcie,które zrobiłam za pierwszym ich spotkaniem.

Spora różnica wielkości,co?
Niestety ogony w tej chwili są w separacji,ponieważ Tytusek zachorował na ropień

.No i Edi teraz posikuje samotnie

Ale już kończymy leczenie,więc już niedługo będą mogli się razem bawic

.

Śpioszek Edi

Niestety zadrapał się za uszkiem

A tu Tytus maleństwo
Czekam na krytykę w sprawie kupna w zoologicznym
