Wiem, że to temat o naszych zmarłych ogonach, ale jakby nie patrząc, był to cudowny ściur z krwi i kości...
Jakiś miesiąc temu będąc na zakupach w Tesco wpadłam do Meduzy po jakieś smakołyki dla moich myszek. Oczywiście pierwsze co, to pojawiłam się przy klatce z szczurkami.

Większość spała. Ale nie jeden... Śliczny, łaciaty szczurek... Przyłożyłam palec do krat, a krówek od razu podbiegł i zaczął wąchać. Nie ugryzł. Nigdy. Często do niego przyjeżdżałam... Najczęściej jak się dało ("mamo! jedźmy do tesco, nie ma tego i tego";"mamo! musimy po jedzenie dla myszy jechać!"). Był największy. Nie wiem, czy była to samiczka, czy samiec... W każdym razie był cudowny. A ja w sklepie przesiadywałam przy nim nie raz z 3 godziny (jak mama zakupy robiła)...

Nie wiem w jakim stopniu może być oswojony szczur sklepowy, ale on w miarę był. Gdy nikt nie patrzył, otwierałam klatkę i go głaskałam.

Ostatnio byłam u niego w niedzielę. Dzisiaj wpadłam z mamą po prezent dla jej koleżanki. Weszłam do sklepu i... zobaczyłam pustą szczurkową klatkę. Zapytałam ekspedientki gdzie są szczury, a one na to, że wczoraj przyszedł ktoś i złożył duże "zamówienie" na karmówkę, zabrał wszystkie szczury, ale że mam się nie martwić, bo jutro będą nowe.
Nazwałam go/ją Istotek... Nie wiem dlaczego, nie pytajcie... Mimo, że to nie był mój szczur i, że nie mogłam się z nim za dużo pobawić, to pokochałam go... Szkoda Istotku maleńki, że nie jesteś ze mną... [*]
Niektórzy mogą być oburzeni, ale proszę, oszczędźcie mi kłótni... Chcę, żeby Istotek również miał miejsce w tym temacie, bo na pewno zawsze będę o nim pamiętała...