Rudzik...
: śr lis 10, 2010 10:57 am
Wczoraj odszedł od nas Rudzik (aka Rudy)...
Ok godziny 15 zaczął słabo się czuć, pomyślałam, że może zmęczony bo przed chwilą szalał w najlepsze. Ale ok 17 wciąż był jakiś osowiały, cały czas leżał na hamaczku i nie chciał się bawić (nawet nie reagował na zaczepki współlokatora), więc podałam mu wody na łyżeczce bo widziałam, że dawno nie pił, wszystko wychłeptał, ale jedzenia odmówił.
Poczuł się chwilkę jakby lepiej, posiedział trochę u mnie na rękach. Odłożyłam go do klatki, zrobił rundkę wokół, trochę zaczepił kolegę i poszedł spać. Myślałam, że mu lepiej, ale profilaktycznie zarezerwowałam sobie czas na dziś rano żeby zabrać go do weta (bo nie wydawało mi się to zachowanie normalne). Niestety nie zdążyliśmy do weta dojść, bo nagle ok godziny 19 zmarł. ;(

Ok godziny 15 zaczął słabo się czuć, pomyślałam, że może zmęczony bo przed chwilą szalał w najlepsze. Ale ok 17 wciąż był jakiś osowiały, cały czas leżał na hamaczku i nie chciał się bawić (nawet nie reagował na zaczepki współlokatora), więc podałam mu wody na łyżeczce bo widziałam, że dawno nie pił, wszystko wychłeptał, ale jedzenia odmówił.
Poczuł się chwilkę jakby lepiej, posiedział trochę u mnie na rękach. Odłożyłam go do klatki, zrobił rundkę wokół, trochę zaczepił kolegę i poszedł spać. Myślałam, że mu lepiej, ale profilaktycznie zarezerwowałam sobie czas na dziś rano żeby zabrać go do weta (bo nie wydawało mi się to zachowanie normalne). Niestety nie zdążyliśmy do weta dojść, bo nagle ok godziny 19 zmarł. ;(
