[Alfredzik] [*]
: wt gru 14, 2010 10:30 pm
Mój kochany szczurek Alfredzik odszedł dzisiaj, czyli 14.12.2010r. o godz. 18:00. Jego męczrnia trwała tydzień. Najpierw dostał zapalenia płuc, oczywiście poszłam z niem do weta. On powiedział, że ma zapalenie płuc i, że słyszy jakies szmery. kazal mi przyjsc nastepnego dnia. Okazało się że ma pomniejszone płuca, a pod płucami nowotwór... Przez 4 dni dotawał po 2 zastrzyki. Polepszało mu się. Już myślałam, że mu to przejdzie. Jednak po ostatniej wizycie nastepnego dnia (to była niedziela 12.12.10r.) dostał gorączki... W poniedziałek gorączka mu zeszła, ale był oslabiony. Nic nie jadł, nie pił, anie nie chodził... Postanowiłam poczekać 1 dzień może mu się polepszy... Jednak nie polepszylo mu się. We wtorek nadal był osłabiony wzięłam go na ręce glaskałam go... Pozniej tego samego dnia poszłam z nim do weta. Powiedział, że nowotwór zaczął się rozprzestrzeniać po całym ciele... I można mu dać antybiotyk, ale i tak będzie się męczył. Musiałam podjąc dezyzję (to była najgorsza decyzja jaką musialam podjąc w swoim życiu) zdecydowałam że będzie mu lepiej jak odejdzie z tego swiata. Jednak weterynarz nie chciał żebym widziala jak mój szczurek umiera i go zabrał. Widziałam w jego oczach, że się bał... Najgorsze w tym jest to że umierał wsród nieznanych mu osob... Musiał się strasznie bac... ;(