Maluch przygarnięty przez nas z zoologa - póki co, leczymy..
: wt sty 11, 2011 6:36 pm
Oddzielny temat, gdyż mała zamieszka u Diablotin
Jeśli kiedyś zdecyduje się ona na temat o swoich pociechach, wtedy po leczeniu tam będzie kontynuacja.
Na razie przedstawię, jak samo leczenie wygląda, bo jest co leczyć. Temat jest dla osób ciekawych, bądź dla tych, którzy myślą, że szczurek "w ogóle nie kosztuje dużo w utrzymaniu", tudzież dla początkujących.
Dzień 1 i 2 - sobota 8.01, niedziela 9.01
Ok. godziny 14, kilka minut przed zamknięciem zoologa podjęliśmy decyzję o wykupieniu stamtąd tego malucha. Stan, w jakim była (jest) nie jest w 100% winą sklepu, ale wiemy, że gdyby tam została, za parę dni byłoby po szczurku... Od razu zauważyliśmy masakrycznie podrapany pyszczek, mocno przymrużone i opuchnięte lewe oczko, porfirynę, kilka łysych miejsc po wygryzionej sierści i rankę na ogonku (TU jest kilka zdjęć z soboty, które oddają ok. 20-30% stanu szczurci z tamtego dnia). Mała do nocy uzupełniała braki w jedzeniu i wodzie (była wyraźnie odwodniona i przegłodzona, bo jako najsłabszy osobnik była odpychana od miski i poidła). Spała bardzo czujnie z przymkniętymi zaledwie oczami. W niedzielę puściliśmy ją na łóżko, biegała bez większego oporu i strachu. Zauważyliśmy też guzka na boku, dość sporego, który nas zaniepokoił. Reszta dnia bez rewelacji (no może poza kilkugodzinnym podniecaniem się tym, że mała siada na tyłku jak panda
).
Dzień 3 - poniedziałek 10.01
Pierwsza wizyta u weta. Diagnoza: woda w płuckach (niedoleczone/nieleczone zapalenie płuc bądź podobna choroba - "rzężenie" przy oddychaniu), najprawdopodobniej niewydolność serca (bije miarowo, ale pompuje z taką siłą, że na tym jednym serduchu mogłoby pociągnąć kilka ciurów, skóra na pyszczku tylko niegroźnie podrapana, natomiast na pleckach coś się dzieje. Zeskrobina z pleców, zastrzyk przeciwświądowy, żółte kropelki do oczu (nie pamiętam nazwy, miały kolor jak wkład do żółtych fluo-markerów
), Furosemidem, Enrobiolfox + Dexosone (steryd na rozszerzenie oskrzeli), a do domciu 25ml glukozy czystej i 25ml z NaCl - do picia. Guz do obserwacji, najprawdopodobniej niegroźny włókniak (o ile nie będzie rósł), wyniki zeskrobiny na wtorek - podejrzewana alergia i/lub pasożyty. Problem z finansami - pies po kilkusetzłotowym leczeniu, Zuzia po przeziębieniu i spory dołek finansowy, na adopcje nikłe szanse, propozycja pozostania u nas. Pożyczyliśmy klatki od dr Mielko, bo mała była blisko 3 dni w akwarium.
Koszt wizyty: 36 zł (wraz z zeskrobiną) z lekami
Łączny koszt: 36 zł
Dzień 4 - wtorek 11.01
Maluch trochę się "przepłukał" Furosemidemem, dużo pije, dużo sika. Dostaliśmy pożyczkę od jednej dziewczyny z SPS-u, dzięki czemu maluch może iść na leczenie bez obawy braku środków na nie. Druga wizyta u weta. Zeskrobina wykazała końcowe stadium cheyletiellozy - Cheyletiella rozczłonowane, martwe, żywe w bardzo małej ilości w sierści. Powód? Trociny i/lub siano. Powód drugi (mniej prawdopodobny)? Epidemia bądź miniepidemia cheyletiellozy w hurtowni. Wizyta w zoologu i zaalarmowanie problemu, przejrzenie zwierząt (szczury czyste, chomik czysty, resztę ma sprawdzić sam) i obietnica wymiany ściółki - jutro sprawdzę. Furosemidem wraz z Enrobiofloxem i sterydem poprawiają osłuch malucha - słychać już mniejsze "rzężenie", ale jednak wciąż silne, troszeczkę wody zeszło. Serducho dalej tłucze, być może po całkowitym usunięciu wody z płucek trochę się unormuje. W każdym razie, gdy tylko trochę płucka się oczyszczą, RTG ciura i to powinno trochę pomóc w rozeznaniu, co z sercem się dzieje (czy jest w normie, czy przerośnięte, co ogólnie widać "na oko"). Możliwość zrobienia dokładnego EKG ciurowi w Lublinie - żadna. Póki co RTG będzie musiało wystarczyć. Mała dostała też do domu Theovent - 2 x dziennie 0,27ml - również na płucka. I to będzie główny lek na to, jeśli mała zareaguje na niego zgodnie z przewidywaniami. Plus do tego wszystkiego 25ml czystej glukozy.
Koszt wizyty: 28 zł z lekami
Łączny koszt: 64 zł
Sukcesywnie będę dodawał. Jak widać, na samym starcie ponad 70 zł w plecy (bo do tego dojazdy i Vibovit), a kilka tyg leczenia na pewno będzie... Prognozuję najbidniej 200-250 zł, jakoś damy radę

Na razie przedstawię, jak samo leczenie wygląda, bo jest co leczyć. Temat jest dla osób ciekawych, bądź dla tych, którzy myślą, że szczurek "w ogóle nie kosztuje dużo w utrzymaniu", tudzież dla początkujących.
Dzień 1 i 2 - sobota 8.01, niedziela 9.01
Ok. godziny 14, kilka minut przed zamknięciem zoologa podjęliśmy decyzję o wykupieniu stamtąd tego malucha. Stan, w jakim była (jest) nie jest w 100% winą sklepu, ale wiemy, że gdyby tam została, za parę dni byłoby po szczurku... Od razu zauważyliśmy masakrycznie podrapany pyszczek, mocno przymrużone i opuchnięte lewe oczko, porfirynę, kilka łysych miejsc po wygryzionej sierści i rankę na ogonku (TU jest kilka zdjęć z soboty, które oddają ok. 20-30% stanu szczurci z tamtego dnia). Mała do nocy uzupełniała braki w jedzeniu i wodzie (była wyraźnie odwodniona i przegłodzona, bo jako najsłabszy osobnik była odpychana od miski i poidła). Spała bardzo czujnie z przymkniętymi zaledwie oczami. W niedzielę puściliśmy ją na łóżko, biegała bez większego oporu i strachu. Zauważyliśmy też guzka na boku, dość sporego, który nas zaniepokoił. Reszta dnia bez rewelacji (no może poza kilkugodzinnym podniecaniem się tym, że mała siada na tyłku jak panda

Dzień 3 - poniedziałek 10.01
Pierwsza wizyta u weta. Diagnoza: woda w płuckach (niedoleczone/nieleczone zapalenie płuc bądź podobna choroba - "rzężenie" przy oddychaniu), najprawdopodobniej niewydolność serca (bije miarowo, ale pompuje z taką siłą, że na tym jednym serduchu mogłoby pociągnąć kilka ciurów, skóra na pyszczku tylko niegroźnie podrapana, natomiast na pleckach coś się dzieje. Zeskrobina z pleców, zastrzyk przeciwświądowy, żółte kropelki do oczu (nie pamiętam nazwy, miały kolor jak wkład do żółtych fluo-markerów

Koszt wizyty: 36 zł (wraz z zeskrobiną) z lekami
Łączny koszt: 36 zł
Dzień 4 - wtorek 11.01
Maluch trochę się "przepłukał" Furosemidemem, dużo pije, dużo sika. Dostaliśmy pożyczkę od jednej dziewczyny z SPS-u, dzięki czemu maluch może iść na leczenie bez obawy braku środków na nie. Druga wizyta u weta. Zeskrobina wykazała końcowe stadium cheyletiellozy - Cheyletiella rozczłonowane, martwe, żywe w bardzo małej ilości w sierści. Powód? Trociny i/lub siano. Powód drugi (mniej prawdopodobny)? Epidemia bądź miniepidemia cheyletiellozy w hurtowni. Wizyta w zoologu i zaalarmowanie problemu, przejrzenie zwierząt (szczury czyste, chomik czysty, resztę ma sprawdzić sam) i obietnica wymiany ściółki - jutro sprawdzę. Furosemidem wraz z Enrobiofloxem i sterydem poprawiają osłuch malucha - słychać już mniejsze "rzężenie", ale jednak wciąż silne, troszeczkę wody zeszło. Serducho dalej tłucze, być może po całkowitym usunięciu wody z płucek trochę się unormuje. W każdym razie, gdy tylko trochę płucka się oczyszczą, RTG ciura i to powinno trochę pomóc w rozeznaniu, co z sercem się dzieje (czy jest w normie, czy przerośnięte, co ogólnie widać "na oko"). Możliwość zrobienia dokładnego EKG ciurowi w Lublinie - żadna. Póki co RTG będzie musiało wystarczyć. Mała dostała też do domu Theovent - 2 x dziennie 0,27ml - również na płucka. I to będzie główny lek na to, jeśli mała zareaguje na niego zgodnie z przewidywaniami. Plus do tego wszystkiego 25ml czystej glukozy.
Koszt wizyty: 28 zł z lekami
Łączny koszt: 64 zł
Sukcesywnie będę dodawał. Jak widać, na samym starcie ponad 70 zł w plecy (bo do tego dojazdy i Vibovit), a kilka tyg leczenia na pewno będzie... Prognozuję najbidniej 200-250 zł, jakoś damy radę
