['] Jeżyk
: czw kwie 14, 2011 1:15 pm
Jeż (niegdyś Mózg) trafił do nas w komplecie z Grubym (niegdyś Pinkym). Kolega zakochał się w naszych chłopakach i zapragnął mieć własnych, ale niestety po kilku miesiącach okazało się, że alergia dobija i jego, i relacje ze swoimi przyjaciółmi, więc jego dwaj husky-przyjaciele zamieszkali z nami. Jeżyk został Jeżykiem już pierwszego dnia - umaszczenie w schemacie biały brzuch i pyszczek plus szaro-biały grzbiet sprawiało, że wyglądał dokładnie jak pigmejski jeż afrykański. Myślałam, że jest wyjątkowo piękny, dopiero na tym forum dowiedziałam się, że raczej... standardowo piękny
. Ale z pewnością... bardzo piękny!
Był o połowę mniejszym od Grubego alfą - taki kurduplowaty przywódca. Wyrywał mu z pyszczka jedzenie, przeprowadzał regularną musztrę, a gdy w misce pojawiała się kolacja, Gruby natychmiast uciekał do rury i dopiero kiedy Pan się najadł i zespał ze spasionym brzuchem, nasze dorodne prosię szło nieśmiało do miski i cichaczem wyjadało resztki po Panu.
Jeż nie przepadał za pieszczotami - był zbyt zajęty i szkoda mu było czasu na takie niemęskie dziwactwa. Dopiero w późniejszym wieku postanowił przekonać się, co takiego fajnego jest w tym czochraniu i od wielkiego dzwonu łaskawie zezwalał na wieczór pieszczot.
Od kilku tygodni był leczony na serce. Leki przyjmował chętnie, cały czas miał apetyt (tylko potem - jak to u sercowców - przerzucił się na papki). Wczoraj w nocy już myśleliśmy z narzeczonym, że odszedł od nas - leżał w rurze i nie ruszał się, nie reagował też na wołanie i stukanie. Po wyjęciu okazało się, że jest po prostu bardzo słaby, zabraliśmy go natychmiast do (niestety) byle jakiej lecznicy 24 h najbliżej domu, a na miejscu nagle się ożywił, zupełnie jakby nic się nie stało. Dostał steryd na poprawę do rana, dziś miałam z nim jechać do doktor Ani Rzepki i wciskać się w kolejkę w trybie pilnym. Niestety, nie zdążyłam
. Od rana wylegiwał się na naszym łóżku, wyglądał bardzo dobrze (fałszywa magia sterydu), spałaszował miskę jogurtu biszkoptowego, a potem zakopał się pod kołdrą i... tak już został
(((. Pół godziny później zajrzałam do niego, ale nie oddychał i miał zsiniałe łapki. To pierwsza śmierć szczura w domu, jaką przeżyłam. Do tej pory żegnaliśmy naszych małych przyjaciół w lecznicy. Mam nadzieję, że odszedł szybko i bez bólu.
Przeżył 2 lata i 2 miesiące, a my nigdy nie zapomnimy naszego kochanego rozbójnika ['].

Był o połowę mniejszym od Grubego alfą - taki kurduplowaty przywódca. Wyrywał mu z pyszczka jedzenie, przeprowadzał regularną musztrę, a gdy w misce pojawiała się kolacja, Gruby natychmiast uciekał do rury i dopiero kiedy Pan się najadł i zespał ze spasionym brzuchem, nasze dorodne prosię szło nieśmiało do miski i cichaczem wyjadało resztki po Panu.
Jeż nie przepadał za pieszczotami - był zbyt zajęty i szkoda mu było czasu na takie niemęskie dziwactwa. Dopiero w późniejszym wieku postanowił przekonać się, co takiego fajnego jest w tym czochraniu i od wielkiego dzwonu łaskawie zezwalał na wieczór pieszczot.
Od kilku tygodni był leczony na serce. Leki przyjmował chętnie, cały czas miał apetyt (tylko potem - jak to u sercowców - przerzucił się na papki). Wczoraj w nocy już myśleliśmy z narzeczonym, że odszedł od nas - leżał w rurze i nie ruszał się, nie reagował też na wołanie i stukanie. Po wyjęciu okazało się, że jest po prostu bardzo słaby, zabraliśmy go natychmiast do (niestety) byle jakiej lecznicy 24 h najbliżej domu, a na miejscu nagle się ożywił, zupełnie jakby nic się nie stało. Dostał steryd na poprawę do rana, dziś miałam z nim jechać do doktor Ani Rzepki i wciskać się w kolejkę w trybie pilnym. Niestety, nie zdążyłam


Przeżył 2 lata i 2 miesiące, a my nigdy nie zapomnimy naszego kochanego rozbójnika ['].