Gruby (znany niegdyś jako Pinky)
: pn paź 03, 2011 8:20 pm
Dziś wieczorem pożegnaliśmy się z Grubym
. Był dużym, pięknym huskym, który przeżył 2 lata i 8 miesięcy.
Nasza miłość do Grubego była z serii tych trudnych. Adoptowaliśmy jego i Jeżyka, kiedy mieli niecały rok i szybko okazało się, że Jeżyk - alfa to kochany, przyjacielski urwis, a Gruby... no cóż, jest zestresowanym, gryzącym prosięciem. I tak zostało już do końca. Podczas gdy Jeż grasował po naszym łóżku, był ciekawski i zaczepny, Gruby pragnął tylko zaszyć się w ciepłym kącie oraz żeby wszyscy się od niego odwalili. Wszelkie próby integracji zawsze kończyły się tak samo - kłapaniem szczęki. Próby dominacji i zawarcia jakiejś bliższej znajomości nie powiodły się. Być może część forumowiczów poradziłaby sobie jakoś z jego... ekhem... temperamentem (dziś pewnie zaczęlibyśmy od kastracji), ale daliśmy za wygraną po kolejnej krwawej dziurze w ręce. Nasze urocze prosię nawet niedotykane lubiło podbiec i wykonać próbę wgryzienia się w żywy organizm. Dalsze losy przyjaźni z Grubym toczyły się w obowiązkowym towarzystwie rękawic i kocyka
. Kiedy Jeżyk odszedł, Gruby stał się jakby przyjaźniejszy, w ostatnich miesiącach pozwalałam sobie nawet na głaskanie go (gołymi rękami!
) po mordce, ale nigdy nie mieliśmy do siebie zaufania.
Dziś już go nie ma, a ja zamiast odetchnąć z ulgą, ze smutkiem rozmyślam o tym tłustym wredziochu.
Grubasku, mam nadzieję, że odnalazłeś już swojego ukochanego führera Jeża i że właśnie przeprowadza na Tobie standardową musztrę (tak tak, z podgryzaniem tyłka włącznie). Bawcie się razem dobrze za TM.

Nasza miłość do Grubego była z serii tych trudnych. Adoptowaliśmy jego i Jeżyka, kiedy mieli niecały rok i szybko okazało się, że Jeżyk - alfa to kochany, przyjacielski urwis, a Gruby... no cóż, jest zestresowanym, gryzącym prosięciem. I tak zostało już do końca. Podczas gdy Jeż grasował po naszym łóżku, był ciekawski i zaczepny, Gruby pragnął tylko zaszyć się w ciepłym kącie oraz żeby wszyscy się od niego odwalili. Wszelkie próby integracji zawsze kończyły się tak samo - kłapaniem szczęki. Próby dominacji i zawarcia jakiejś bliższej znajomości nie powiodły się. Być może część forumowiczów poradziłaby sobie jakoś z jego... ekhem... temperamentem (dziś pewnie zaczęlibyśmy od kastracji), ale daliśmy za wygraną po kolejnej krwawej dziurze w ręce. Nasze urocze prosię nawet niedotykane lubiło podbiec i wykonać próbę wgryzienia się w żywy organizm. Dalsze losy przyjaźni z Grubym toczyły się w obowiązkowym towarzystwie rękawic i kocyka


Dziś już go nie ma, a ja zamiast odetchnąć z ulgą, ze smutkiem rozmyślam o tym tłustym wredziochu.
Grubasku, mam nadzieję, że odnalazłeś już swojego ukochanego führera Jeża i że właśnie przeprowadza na Tobie standardową musztrę (tak tak, z podgryzaniem tyłka włącznie). Bawcie się razem dobrze za TM.