Ostre przeziębienie a nalewka z nasturcji wielkiej
: pn paź 10, 2011 9:25 pm
Witajcie
Prawie półtora miesiąca temu moja prawie roczna szczurcia zaczęła kichać. Odwiedziliśmy weta, przepisał antybiotyk enro - po jakichś dwóch tygodniach bez zmian, a nawet gorzej, bo ciura zaczęła mieć wyraźne kłopoty z oddychaniem. Podobno płuca miała czyste, miało to być przeziębienie.Był vibovit, wapno, wit.C, echinacea, inhalacje z rumianku i cuda niewidy. Następny antybiotyk to doksycyklina - również nie przyniosła żadnej poprawy. Było coraz gorzej - malutka przestała jeść, pić, futerko miała napuszone, była śpiąca, prawie cały czas spała mi pod koszulką, nie miała na nic siły. Byłam zrozpaczona - spała ze mną w łóżku, w środku nocy tuliłam ją do siebie i głaskałam, żeby wiedziała, że nie jest sama. Podsuwałam jej pod pyszczek najlepsze smakołyki - nawet ich nie wąchała. Wydawała z siebie świsty,charczenie, miała straszne problemy z oddychaniem - boczki jej się zapadały, nosek cały zatkany, nie mogła nabrać powietrza i strasznie chudła, nikła w oczach. Wet przepisał biseptol - kazał podawać dopyszcznie przez trzy tygodnie. Zrobiło się jeszcze gorzej - mała właściwie prawie się nie ruszała, małe kosteczki obciągnięte skórą i futerkiem, na domiar złego sierść zaczęła jej wypadać, zrobiły się łyse placuszki, moja mała dziewczynka była w stanie prawie agonalnym, spuchł jej brzuszek, miała straszną biegunkę i brzydki zapach z pyszczka. Zaczęłam myśleć co tu robić, jak ją ratować, skoro antybiotyki nie działają, a wręcz pogarszają sprawę. Szukałam w swoich ziołowych zeszytach i przepisach, przeglądałam internet w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby jej pomóc. Nagle przypomniało mi się, że parę lat temu, kiedy byłam w Niemczech, dopadło mnie silne przeziębienie z gorączką i bólem gardła, migdałki miałam jak orzechy włoskie i nic nie mogłam przełykać. Polecono mi tabletki bez recepty - Angocin Anti-Infekt. Po kilku dniach przeszło jak ręką odjął, pomimo że w Polsce zawsze kończyło się to antybiotykiem. U nas nie można tych tabletek dostać, sprawdziłam substancję czynną: zawierały w składzie wyciąg z chrzanu pospolitego i nasturcji wielkiej - Tropaeolum majus L. - popularnego kwiatu. Zaczęłam czytać o właściwościach nasturcji - że jest bardzo silnym naturalnym antybiotykiem, że zawiera dobroczynny alkaloid, wzmacnia odporność organizmu i działa skutecznie na choroby dróg oddechowych, jest antybakteryjna i antywirusowa. Zaczęłam szukać specyfiku, który byłby dostępny w Polsce i zawierał ją w składzie. Trafiłam na nalewkę z nasion nasturcji wielkiej na bazie 27% etanolu. Pomyślałam - przecież ciurom nie wolno podawać alkoholu! Zadzwoniłam do zaprzyjaźnionego weta oddalonego o kilkaset km, który powiedział, że śmiało mogę jej podawać kilka kropli dziennie. W aptekach ani w sklepach zielarskich nikt nie znał czegoś takiego. Ściągnęłam 100 ml nalewki przez sklep internetowy - kosztowała dużo, bo ponad 50 zł z przesyłką, ale mi nie szkoda na moją ciurę żadnych pieniędzy. Okazało się, że produkt jest czeski, z naszymi naklejkami i instrukcją. Ciura nie chciała pić, więc wlewaliśmy jej na siłę do pyszczka po kilka kropli (jakieś 5-10) raz dziennie, przy czym odstawiliśmy biseptol.
Minęły trzy doby. Była sobota rano, nalewkę podałam po raz pierwszy we wtorek po południu. Miałam wrażenie, że ktoś podmienił nam szczura. Zero dźwięków, świstów, charczenia i kaszlu. Brzuszek w normie bez opuchlizny. Oddychanie w normie niesłyszalne, boczki w ogóle się nie zapadały. Mała dostała takiego speeda, że aż fruwała po mieszkaniu. Na jedzenie dosłownie się rzucała. Znowu zaczęła złodziejaszkować, czego w ogóle nie robiła podczas choroby. Wyrywała nam smakołyki z ręki i pałaszowała je aż jej się uszka trzęsły. Nie mogę w to uwierzyć, że jednak jej się tak polepszyło, jedną łapką była już na tamtym świecie. Chciałam się tym z Wami podzielić, patrzymy na nią i cały czas nie możemy wyjść z podziwu. Nalewka pomogła, a trzy antybiotyki w ponad miesiąc nie dały rady.
Prawie półtora miesiąca temu moja prawie roczna szczurcia zaczęła kichać. Odwiedziliśmy weta, przepisał antybiotyk enro - po jakichś dwóch tygodniach bez zmian, a nawet gorzej, bo ciura zaczęła mieć wyraźne kłopoty z oddychaniem. Podobno płuca miała czyste, miało to być przeziębienie.Był vibovit, wapno, wit.C, echinacea, inhalacje z rumianku i cuda niewidy. Następny antybiotyk to doksycyklina - również nie przyniosła żadnej poprawy. Było coraz gorzej - malutka przestała jeść, pić, futerko miała napuszone, była śpiąca, prawie cały czas spała mi pod koszulką, nie miała na nic siły. Byłam zrozpaczona - spała ze mną w łóżku, w środku nocy tuliłam ją do siebie i głaskałam, żeby wiedziała, że nie jest sama. Podsuwałam jej pod pyszczek najlepsze smakołyki - nawet ich nie wąchała. Wydawała z siebie świsty,charczenie, miała straszne problemy z oddychaniem - boczki jej się zapadały, nosek cały zatkany, nie mogła nabrać powietrza i strasznie chudła, nikła w oczach. Wet przepisał biseptol - kazał podawać dopyszcznie przez trzy tygodnie. Zrobiło się jeszcze gorzej - mała właściwie prawie się nie ruszała, małe kosteczki obciągnięte skórą i futerkiem, na domiar złego sierść zaczęła jej wypadać, zrobiły się łyse placuszki, moja mała dziewczynka była w stanie prawie agonalnym, spuchł jej brzuszek, miała straszną biegunkę i brzydki zapach z pyszczka. Zaczęłam myśleć co tu robić, jak ją ratować, skoro antybiotyki nie działają, a wręcz pogarszają sprawę. Szukałam w swoich ziołowych zeszytach i przepisach, przeglądałam internet w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby jej pomóc. Nagle przypomniało mi się, że parę lat temu, kiedy byłam w Niemczech, dopadło mnie silne przeziębienie z gorączką i bólem gardła, migdałki miałam jak orzechy włoskie i nic nie mogłam przełykać. Polecono mi tabletki bez recepty - Angocin Anti-Infekt. Po kilku dniach przeszło jak ręką odjął, pomimo że w Polsce zawsze kończyło się to antybiotykiem. U nas nie można tych tabletek dostać, sprawdziłam substancję czynną: zawierały w składzie wyciąg z chrzanu pospolitego i nasturcji wielkiej - Tropaeolum majus L. - popularnego kwiatu. Zaczęłam czytać o właściwościach nasturcji - że jest bardzo silnym naturalnym antybiotykiem, że zawiera dobroczynny alkaloid, wzmacnia odporność organizmu i działa skutecznie na choroby dróg oddechowych, jest antybakteryjna i antywirusowa. Zaczęłam szukać specyfiku, który byłby dostępny w Polsce i zawierał ją w składzie. Trafiłam na nalewkę z nasion nasturcji wielkiej na bazie 27% etanolu. Pomyślałam - przecież ciurom nie wolno podawać alkoholu! Zadzwoniłam do zaprzyjaźnionego weta oddalonego o kilkaset km, który powiedział, że śmiało mogę jej podawać kilka kropli dziennie. W aptekach ani w sklepach zielarskich nikt nie znał czegoś takiego. Ściągnęłam 100 ml nalewki przez sklep internetowy - kosztowała dużo, bo ponad 50 zł z przesyłką, ale mi nie szkoda na moją ciurę żadnych pieniędzy. Okazało się, że produkt jest czeski, z naszymi naklejkami i instrukcją. Ciura nie chciała pić, więc wlewaliśmy jej na siłę do pyszczka po kilka kropli (jakieś 5-10) raz dziennie, przy czym odstawiliśmy biseptol.
Minęły trzy doby. Była sobota rano, nalewkę podałam po raz pierwszy we wtorek po południu. Miałam wrażenie, że ktoś podmienił nam szczura. Zero dźwięków, świstów, charczenia i kaszlu. Brzuszek w normie bez opuchlizny. Oddychanie w normie niesłyszalne, boczki w ogóle się nie zapadały. Mała dostała takiego speeda, że aż fruwała po mieszkaniu. Na jedzenie dosłownie się rzucała. Znowu zaczęła złodziejaszkować, czego w ogóle nie robiła podczas choroby. Wyrywała nam smakołyki z ręki i pałaszowała je aż jej się uszka trzęsły. Nie mogę w to uwierzyć, że jednak jej się tak polepszyło, jedną łapką była już na tamtym świecie. Chciałam się tym z Wami podzielić, patrzymy na nią i cały czas nie możemy wyjść z podziwu. Nalewka pomogła, a trzy antybiotyki w ponad miesiąc nie dały rady.