Babcia odeszła od nas...
: ndz lis 20, 2011 5:43 pm
Wczoraj odeszła od nas Babcia, w młodości nazywałam ją Stormie, kiedy poszłam na studia, każdy z moich znajomych nazywał ją inaczej, w końcu postanowiłam z moich chłopakiem, że będziemy mówili do niej Babcia. Urodziła się na początku września 2009 roku. Była zdrową, wesołą, rozrabiającą szczurzyczką, która potrafiła sama sobie otworzyć klatkę i robić nam w nocy psikusy. Niestety w styczniu tego roku zauważyłam mały guz koło kończyny, z dnia na dzień guz stawał się coraz większy. W marcu został on wycięty operacyjnie. I wszystko było dobrze aż do końca października. Zaczęła tyć, tak mi się przynajmniej wtedy wydawało... nie chciała wychodzić z klatki, dużo jadła a prawie się nie ruszała. 1,5 tygodnia temu coś zaczęło się dziać... całe ciało poruszało się razem z sercem, myślałam, że to przejdzie, szczególnie że zachowywała się normalnie, w poniedziałek poszłam z nią do weterynarza. Mało jadła i piła, prawie wcale. Weterynarz powiedział, że ma wiele zmian rakowych w całej jamie brzusznej i poważną wadę serca. W jamie brzusznej miała dużo płynu przez co miała trudności z poruszaniem się. Z dnia na dzień było coraz gorzej. Codziennie chodziłam z nią do weterynarza na zastrzyki, miałam nadzieję, chociaż byłam świadoma tego co może się stać lada moment. Przez ostatni tydzień w ogóle się nie załatwiała. Wczoraj karmiłam ją jogurtem przez strzykawkę, prawie nic nie zjadła. Nagle otworzyła pysk i wydawało się jakby brakowało jej powietrza. Zaczęła się rzucać, położyłam ją na hamak, a ona z niego zeskoczyła, spadła... i tak już została...
Mam tylko nadzieję, że nie cierpiała.
Wiele bym dała żeby z nami była.

Dobranoc mój Aniołku...
Mam tylko nadzieję, że nie cierpiała.
Wiele bym dała żeby z nami była.

Dobranoc mój Aniołku...