Żaba
: pt cze 22, 2012 9:34 pm
parę dni temu odeszła od nas biała babuszka, dwuipółletnia albinoska Żaba. nie będę udawać - nie lubiła mnie. nie lubiła ludzi. można było ją wziąć na ręce, pogłaskać, dotknąć, nie gryzła, ale nie zaprzyjaźniła się z żadnym człowiekiem. doceniała mnie wtedy, kiedy było źle - kiedy wyjęłam ją po godzinnym pobycie w okropnym, strasznym transporterze, przytuliła się do mnie i pulsowała oczami. tuliła się też w ciężkiej chorobie, lizała mi ręce, wiedząc, że robię wszystko, by jej pomóc. była mądra. miesiąc temu przeszła nagły kryzys zdrowotny i przeżyła cudem. okazało się, że to coś z serduszkiem, brała lek rozszerzający naczynia włosowate, który miał wspomóc pracę babcinej pompki. wspomagał, przez jakiś czas, potem było trochę gorzej. w nocy z sobotę na niedzielę ledwo dyszała, nie chciała wziąć leku, nie miała siły na nic, przychodziła do mnie i tuliła się. w poniedziałek rano wyjechałam, po południu moja mama zabrała ją do weterynarza, gdzie dostała nowy lek. dziś wróciłam - nie chciano mi tego powiedzieć telefonicznie. wiem, gdzieś w głębi duszy spodziewałam się tego, ale jednak to zawsze boli. a najbardziej boli mnie to, że jednak wyjechałam, dzień po tym, jak usiłowała być może pożegnać się ze mną. nie mogłam tego przewidzieć, ale jednak... chciałabym cofnąć czas. zostać z nią. może trochę łatwiej byłoby jej odejść. może mi byłoby łatwiej się z tym pogodzić.
mam prośbę: nie zapalajcie wirtualnych świeczek.
mam prośbę: nie zapalajcie wirtualnych świeczek.