Robin
: sob lip 28, 2012 9:48 pm
Czasem sie zastanawiałam się czy napisać to czy nie. Miałam wątpliwości czy tego w ogóle chcę. Dzisiaj odszedł mój ukochany Robin, Robcio, Robinek. Był ze mną od października 2011 roku. Uratowany przez krwiopijkę (Olę) z laboratorium. Był u mnie z martwicą na pupie i był wystrachany. Codziennie musiałam opiekować się z nim. Dostawał codziennie maść na pupie i rivanol. Liczne były dziaby w palce i sprawiał mi że miałam tego serdecznie dość. Ale się nie poddałam. Dalej powoli oswajałam go cierpliwie i z wyrozumiałością... Po tygodniu zamieszkał z Mamusią i Córeczką. Były nim zachwycone a on był taki pewny i dumny z siebie. Cieszyłam się z nim każdego dnia, był takim kochanym miziakiem mimo tego że czasem lekko poskubie palca. Przez ostatne dni często spał sam i niechętnie wychodził na wybieg. Przedwczoraj osłabł, powoli poruszał się z przekrzywioną główką. Wczoraj dostał steryd i mnóstwo zastrzyków a potem stał się żywszy i dużo jadł mokrego jedzenia z trudem jezdzac pyskiem po talerzu. Samodzielnie robiłam mu zastrzyki dla niego męczące to było. Dzisiaj było już gorzej. Nic nie da. Biedak ciagle się tylko męczy i musze pozwolić mu odejść w spokoju i bez bólu. Mam nadzieję że spotka tam swoich braci... Nie miałam odwagi żeby być przy nim do końca... Musiałam odejść zapłakana... Żegnaj mój mały Robinku...

