Kichanie, kilka leczeń za sobą - nawroty.
: pt mar 29, 2013 10:35 am
Cześć,
z góry mówię, że przeglądałam sporo wątków i chyba nie spotkałam się z podobnym przypadkiem...
Mam dwie szczurcie, okazy radości, przyjaciela i siły.
Szczurki mają już prawie 7 miesięcy a w swoim krótkim/długim (zależy jak kto patrzy) życiu dały mi nieźle popalić.
Cyklicznie mają katar. Problem w tym, że nie mają żadnych innych objawów poza nim. Czasami zdarzy się, że usłyszę bulgotanie i panikuję od razu, ale potem u weterynarza okazuje się, że on wcale nic nie słyszy.
Zacznę od 1 choroby. Gdy były bardzo malutkie i dopiero je adoptowałam - zachorowały i faktycznie okazało się to zwykłym przeziębieniem, choć objaw spowolnienia i osowiałości tu nastąpił. Potem długo było w porządku, maluchy się oswoiły i żyło się szczęśliwie. Do czasu, gdy usłyszałam poważne gruchanie jednej ze szczurzyc. Więc znowu do weta, znowu przeziębienie, znowu leki. Na bieżąco dawałam witaminy, echinasal, który uwielbiały, vibovit, zdrowo jadły. Kolejny raz, znowu słyszę kichanie. Nie ma reguły, że np zdarzyło się to po podróży, bo kilka razy wyjeżdżałyśmy. Potem znowu, znowu wizyta i nic więcej poza kichaniem nie słychać. Zawsze po podróży dawałam wzmożone dawki witamin. ZNowu kichanie, znowu do weterynarza i myślałam, że to alergia na ściółkę bo okazało się, że mój tata kupił z drzew iglastych, niestety w moim rodzinnym mieście okazało się, że weterynarz w Lublinie tylko udaje, że jest od szczurów. Przemilczę leczenie, gdzie każe mi wpuszczać do nosa szczurowi krople ze sterydami. No cóż. Jakoś to zaleczyłam inhalacjami i witaminami, a zaraz po powrocie do Warszawy znowu wybrałam się do weterynarza profilaktycznie, zwłaszcza, że kichanie powróciło. Tym razem okazało się, że jedna miała zapalenie ucha, ale najlepsze jest to, że przyszłam z tą "kichającą", bo najbardziej wydawało mi się, że jest chora. Okazało się, że ona jest zdrowiusieńka, w płuckach czysto, a druga, niepozorna u której nawet kichania zbytnio nie zaobserwowałam - zapalenie ucha. Znowu lekarstwo i tym razem miałam nadzieję, że wszystko będzie w porządku.
Przyznam się bez bicia, że złożyło się to w takim momencie, gdy w międzyczasie studiów pracowałam, miałam kilka sytuacji losowych, które po prostu mną zakręciły i nie poszłam na kontrolną wizytę. Ale minęło sporo czasu od tego i zupełnie nic się nie działo. Dodatkowo zawsze moim rodzinnym domu mam wrażenie, że coś na nie źle oddziałuje. Właśnie w nim jestem i słyszę kichanie. Co jakiś czas nasłuchuję czy nie "bulgoczą", ale sama już z przewrażliwienia nie wiem co słyszę. Dodam jeszcze, że nie mają czerwonej wydzieliny z oczek, teraz nie wydaje się, żeby wydzielały za sobą glutki, ale to jeszcze poobserwuję. Futerko jest lśniące i zawsze u weterynarza chwalono mnie, że dobrze je odżywiam.
Czy szczur może być uczulony na pierz albo może pestki dyni? Mam wrażenie, że zaraz gdy ganiały po pościeli zaczęło się to wszystko. Próbuję coś wyeliminować... Czy jeśli poza tym objawem nic się nie dzieje - dadzą radę wytrzymać kilka dni zanim zabiorę je do Warszawy i pójdę do porządnego lekarza? Jest coś czym mogłabym to podleczyć, pomóc? Zamiast iść do tutejszego weta, który kompletnie zmarnuje moje pieniądze a szczury nadmiernie wystraszy i będzie przekonana, że trzeba zrobić zastrzyk - wolę nie iść w ogóle. Teraz są święta, nie wiem kompletnie co robić już. Każdy kolejny dzień z nimi to tylko nasłuchiwanie kichania się robi....
PS. w tym momencie od kilku dni w klatce nie ma ściółki tylko papier.
Z góry dziękuję za odpowiedź i bardzo przepraszam, jeśli gdzieś to nie tu wsadziłam, po prostu jestem przerażona :/
z góry mówię, że przeglądałam sporo wątków i chyba nie spotkałam się z podobnym przypadkiem...
Mam dwie szczurcie, okazy radości, przyjaciela i siły.
Szczurki mają już prawie 7 miesięcy a w swoim krótkim/długim (zależy jak kto patrzy) życiu dały mi nieźle popalić.
Cyklicznie mają katar. Problem w tym, że nie mają żadnych innych objawów poza nim. Czasami zdarzy się, że usłyszę bulgotanie i panikuję od razu, ale potem u weterynarza okazuje się, że on wcale nic nie słyszy.
Zacznę od 1 choroby. Gdy były bardzo malutkie i dopiero je adoptowałam - zachorowały i faktycznie okazało się to zwykłym przeziębieniem, choć objaw spowolnienia i osowiałości tu nastąpił. Potem długo było w porządku, maluchy się oswoiły i żyło się szczęśliwie. Do czasu, gdy usłyszałam poważne gruchanie jednej ze szczurzyc. Więc znowu do weta, znowu przeziębienie, znowu leki. Na bieżąco dawałam witaminy, echinasal, który uwielbiały, vibovit, zdrowo jadły. Kolejny raz, znowu słyszę kichanie. Nie ma reguły, że np zdarzyło się to po podróży, bo kilka razy wyjeżdżałyśmy. Potem znowu, znowu wizyta i nic więcej poza kichaniem nie słychać. Zawsze po podróży dawałam wzmożone dawki witamin. ZNowu kichanie, znowu do weterynarza i myślałam, że to alergia na ściółkę bo okazało się, że mój tata kupił z drzew iglastych, niestety w moim rodzinnym mieście okazało się, że weterynarz w Lublinie tylko udaje, że jest od szczurów. Przemilczę leczenie, gdzie każe mi wpuszczać do nosa szczurowi krople ze sterydami. No cóż. Jakoś to zaleczyłam inhalacjami i witaminami, a zaraz po powrocie do Warszawy znowu wybrałam się do weterynarza profilaktycznie, zwłaszcza, że kichanie powróciło. Tym razem okazało się, że jedna miała zapalenie ucha, ale najlepsze jest to, że przyszłam z tą "kichającą", bo najbardziej wydawało mi się, że jest chora. Okazało się, że ona jest zdrowiusieńka, w płuckach czysto, a druga, niepozorna u której nawet kichania zbytnio nie zaobserwowałam - zapalenie ucha. Znowu lekarstwo i tym razem miałam nadzieję, że wszystko będzie w porządku.
Przyznam się bez bicia, że złożyło się to w takim momencie, gdy w międzyczasie studiów pracowałam, miałam kilka sytuacji losowych, które po prostu mną zakręciły i nie poszłam na kontrolną wizytę. Ale minęło sporo czasu od tego i zupełnie nic się nie działo. Dodatkowo zawsze moim rodzinnym domu mam wrażenie, że coś na nie źle oddziałuje. Właśnie w nim jestem i słyszę kichanie. Co jakiś czas nasłuchuję czy nie "bulgoczą", ale sama już z przewrażliwienia nie wiem co słyszę. Dodam jeszcze, że nie mają czerwonej wydzieliny z oczek, teraz nie wydaje się, żeby wydzielały za sobą glutki, ale to jeszcze poobserwuję. Futerko jest lśniące i zawsze u weterynarza chwalono mnie, że dobrze je odżywiam.
Czy szczur może być uczulony na pierz albo może pestki dyni? Mam wrażenie, że zaraz gdy ganiały po pościeli zaczęło się to wszystko. Próbuję coś wyeliminować... Czy jeśli poza tym objawem nic się nie dzieje - dadzą radę wytrzymać kilka dni zanim zabiorę je do Warszawy i pójdę do porządnego lekarza? Jest coś czym mogłabym to podleczyć, pomóc? Zamiast iść do tutejszego weta, który kompletnie zmarnuje moje pieniądze a szczury nadmiernie wystraszy i będzie przekonana, że trzeba zrobić zastrzyk - wolę nie iść w ogóle. Teraz są święta, nie wiem kompletnie co robić już. Każdy kolejny dzień z nimi to tylko nasłuchiwanie kichania się robi....
PS. w tym momencie od kilku dni w klatce nie ma ściółki tylko papier.
Z góry dziękuję za odpowiedź i bardzo przepraszam, jeśli gdzieś to nie tu wsadziłam, po prostu jestem przerażona :/