Szkodnik (1.01.2012-2.04.2013)
: śr kwie 03, 2013 12:14 pm
Są takie chwile, kiedy nawet nie wiem, co napisać, jak pożegnać szczura... to jedna z nich. Nie miałam jeszcze żegnać Szkodnika, był młody, miał życie przed sobą. Odszedł tak nagle, że nie wiem, kiedy się z tego otrząśniemy. Życie nie powinno się kończyć tak w jednej chwili... nie takie dobre, szczurze życie, jakie chcieliśmy zapewnić Szkodnikowi.
Rok temu wzięliśmy na DT dwa haszczaki. Szkodnik był nieco jaśniejszy od swego brata. Był też uległy, nieśmiały i strachliwy, ale bardzo lubił człowieka. Ten nieśmiały urok zniewolił nas już pierwszego dnia - postanowiliśmy, że chłopiec zostanie u nas. Został nazwany Szkodnikiem, choć w całym swoim życiu tylko raz zrobił coś zgodnie ze swoim imieniem - pogryzł kabel od telefonu. Poza tym był kochanym, spokojnym szczurem, słodkim w pełnym znaczeniu tego słowa. Po jakimś czasie, gdy oswoiliśmy i pokochaliśmy również jego brata, postanowiliśmy, że zostaną u nas obaj. Mieli dołączyć do stada, ale nigdy się to nie udało. Obawiali się innych szczurów, nawet ze sobą na początku źle się dogadywali. Po długim czasie jednak wszystko się uspokoiło, oba haszczki świetnie sobie radziły jako duet i jako duet żyli sobie przez cały ten czas aż do wczoraj.

Szkodnik był zawsze tym uległym, spokojnym chłopcem. We wszystkim słuchał brata i zawsze traktował go jak przywódcę małego, dwuszczurzego stada. Na wybiegach jednak lubił przebywać z innymi szczurami. Z człowiekiem tworzył zgrany duet. Lubił głaskanie, przytulanie, choć nigdy nie można go było do tego zmuszać. Piszczał cienkim głosikiem, gdy mu się coś nie podobało. Nie miał siły przebicia, ale właśnie za ten nieśmiały urok się go kochało i rozpieszczało. Wygląd zmieniał mu się szybko - zrobił się prawie całkiem biały, urósł ładnie i nawet pojawiło mu się nieco nadprogramowego tłuszczyku. Choć z jedzeniem zawsze czekał na swoją kolej - zawsze podporządkowywał się bratu, który decydował, kto dostanie najlepsze kąski.
Te czarne oczka na białym tle... najpiękniejsze szczurze oczy, które pokochaliśmy od razu. Wczoraj coś się stało, nagle, w jednej chwili. Wypadł z domku, prawie bezwładny. Odszedł w ciągu minuty, choć próbowaliśmy go ratować. Miał dopiero rok i 3 miesiące, miał żyć jeszcze długo, odkryć uroki większego stada i być szczęśliwym szczurem... nie zdążył. Nie zdążyliśmy się nim nacieszyć. Nie zdążyliśmy go wygłaskać tak, jak na to zasłużył
Szkodnisiu, nie rozumiem, dlaczego to się stało. Czy po ostatnim miesiącu nie mogłeś jeszcze zaczekać? Straciliśmy Was tylu, a Ty postanowiłeś pobiec za nimi. Wróć proszę. Pogryź wszystkie kable, które Ci się spodobają. Rób co chcesz, tylko wróć do nas, bo nie wiem, jak się pogodzić z Twoim odejściem, tak nagłym i bezsensownym ;(
Maleńka biała kuleczko, mam nadzieję, że tworzycie po tamtej stronie zgodne stado i że już nikogo i niczego się nie boisz. Do zobaczenia...

Rok temu wzięliśmy na DT dwa haszczaki. Szkodnik był nieco jaśniejszy od swego brata. Był też uległy, nieśmiały i strachliwy, ale bardzo lubił człowieka. Ten nieśmiały urok zniewolił nas już pierwszego dnia - postanowiliśmy, że chłopiec zostanie u nas. Został nazwany Szkodnikiem, choć w całym swoim życiu tylko raz zrobił coś zgodnie ze swoim imieniem - pogryzł kabel od telefonu. Poza tym był kochanym, spokojnym szczurem, słodkim w pełnym znaczeniu tego słowa. Po jakimś czasie, gdy oswoiliśmy i pokochaliśmy również jego brata, postanowiliśmy, że zostaną u nas obaj. Mieli dołączyć do stada, ale nigdy się to nie udało. Obawiali się innych szczurów, nawet ze sobą na początku źle się dogadywali. Po długim czasie jednak wszystko się uspokoiło, oba haszczki świetnie sobie radziły jako duet i jako duet żyli sobie przez cały ten czas aż do wczoraj.

Szkodnik był zawsze tym uległym, spokojnym chłopcem. We wszystkim słuchał brata i zawsze traktował go jak przywódcę małego, dwuszczurzego stada. Na wybiegach jednak lubił przebywać z innymi szczurami. Z człowiekiem tworzył zgrany duet. Lubił głaskanie, przytulanie, choć nigdy nie można go było do tego zmuszać. Piszczał cienkim głosikiem, gdy mu się coś nie podobało. Nie miał siły przebicia, ale właśnie za ten nieśmiały urok się go kochało i rozpieszczało. Wygląd zmieniał mu się szybko - zrobił się prawie całkiem biały, urósł ładnie i nawet pojawiło mu się nieco nadprogramowego tłuszczyku. Choć z jedzeniem zawsze czekał na swoją kolej - zawsze podporządkowywał się bratu, który decydował, kto dostanie najlepsze kąski.
Te czarne oczka na białym tle... najpiękniejsze szczurze oczy, które pokochaliśmy od razu. Wczoraj coś się stało, nagle, w jednej chwili. Wypadł z domku, prawie bezwładny. Odszedł w ciągu minuty, choć próbowaliśmy go ratować. Miał dopiero rok i 3 miesiące, miał żyć jeszcze długo, odkryć uroki większego stada i być szczęśliwym szczurem... nie zdążył. Nie zdążyliśmy się nim nacieszyć. Nie zdążyliśmy go wygłaskać tak, jak na to zasłużył

Szkodnisiu, nie rozumiem, dlaczego to się stało. Czy po ostatnim miesiącu nie mogłeś jeszcze zaczekać? Straciliśmy Was tylu, a Ty postanowiłeś pobiec za nimi. Wróć proszę. Pogryź wszystkie kable, które Ci się spodobają. Rób co chcesz, tylko wróć do nas, bo nie wiem, jak się pogodzić z Twoim odejściem, tak nagłym i bezsensownym ;(
Maleńka biała kuleczko, mam nadzieję, że tworzycie po tamtej stronie zgodne stado i że już nikogo i niczego się nie boisz. Do zobaczenia...
