Brzuszek Rachel. guzki pod skórą
: wt sie 06, 2013 7:37 pm
Kochani,
Mam problem z moją dwuletnią szczurką Rachel. Wyjechałam na 6tyg pozostawiając ją w dobrych rękach, w 'stanie' idealnym. Po powrocie zaś zauważyłam drobne zmiany w jamie brzuszka (niewprawne oko by nie zauważyło, ale przecież znam ją na pamięć, zauważę każdego zgubionego wąsa), mianowicie guzek z lewej strony w okolicy trzeciego sutka. Od razu zaczęłam szukać jakiejś dobrej klinki dla małych ssaków, wygooglałam Ogonek (jestem z Warszawy). Pojechałam tam, okazało się że jest to zmiana rakowa, guzek wielkości ja wiem, coś między borówką amerykańską a małą wiśnią. Pani dr Wojtasik napisała "guzek wywodzący się z lewej 3 pary gruczołu sutkowego. twardy, przesuwalny, niebolesny. od guza w stronę tylną wyczuwalna ciągnąca się taśmowata zmiana. osłuchowo słyszalne zaburzenia rytmu serca." pani także poinformowała mnie o możliwościach: wycięciu + sterylizacji, wycięciu + możliwych nawrotach, oraz pozostawieniu zmiany i obserwacji. dostałam lek prillium, do podawania co 12h po 0,05ml. Za wizytę zapłaciłam około 70zł z tego co pamiętam. Potem życie ułożyło mi się tak, że znów musiałam wyjechać na kilka tygodni ale wróciłam wcześniej, bo guzek zaczął zauważalnie rosnąć. W tej chwili jest wielkości dwóch i pół wisienek, mocno widoczny, nie uniemożliwia poruszania, ale widocznie przeszkadza w chodzeniu szczura. wymacałam dokładniej i znalazłam kolejne guzki: pod prawą paszką trzy malutkie - jeden wielkości ziarnka pieprzu, dwa wielkości małych rodzynek, kolejny w lewej pachwinie, wielkości jagody, nad lewym udem wielkości ziarnka pieprzu, i od lewą paszką kolejny wielkości rodzynka. Dramat. nie ma słów, którymi wyraziłabym to, jak potwornie się czuję. wiem, że takie rzeczy się zdarzają i jedyne co mogłam zrobić, to wysterylizować zawczasu, o czym nie powiedział mi żaden wet na pierwszych wizytach Rachel, ale i tak obwiniam siebie. Poszłam więc znowu do Ogonka, doktor dała mi więcej prillium i powiedziała, że trzeba operować. I tu pojawia się problem: czy tyle zmian jest w ogóle operacyjnych? jeśli tak, to bez zawahania poło że Rachel na stół. Drugi problem jest taki, że nie znam się kompletnie na dobrych szczurzych wetach oraz cenniku zabiegów, wertowałam forum i znalazłam oprócz ogonka tylko pulsvet, i chyba tam pójdę. W Ogonku za same zabiegi przed operacyjne skasują mnie na ładną sumę - usg brzucha 60zł, rtg brzycha 73zł, badanie krwi 72zł, +usg serca w jakiejś klinice na Kijowskiej - 50zł. Co mam zrobić? Czy ktoś był w podobnej sytuacji? Polecacie jakiegoś równie dobrego, lecz tańszego lekarza? Jeśli nie znajdę wyjścia Rachel będzie operowana w Ogonku, ale bardziej niż o portfel boję się, że nacinanie tylu miejsc ją wykończy. Musze dodać, że Rachel cieszy się bardzo dobrym zdrowiem, wciąż lata jak młody szczur, biega, rozrabia, zaczepia. Jedyne oznaki jej starości to troszkę rzadsze futerko i przysiwiała mordka. Poza tym kompletnie normalny szczur. A, i jeszcze na pierwszej wizycie Rachel ważyła 465gram, na dzisiejszej zaś 440. Czy utrata wagi, pomimo rośnięcia guza, ma znaczenie? Nie zmieniła diety i wciąż ma taki sam apetyt.
Drodzy, pomóżcie, bo moje sumienie nie da mi żyć.
Mam problem z moją dwuletnią szczurką Rachel. Wyjechałam na 6tyg pozostawiając ją w dobrych rękach, w 'stanie' idealnym. Po powrocie zaś zauważyłam drobne zmiany w jamie brzuszka (niewprawne oko by nie zauważyło, ale przecież znam ją na pamięć, zauważę każdego zgubionego wąsa), mianowicie guzek z lewej strony w okolicy trzeciego sutka. Od razu zaczęłam szukać jakiejś dobrej klinki dla małych ssaków, wygooglałam Ogonek (jestem z Warszawy). Pojechałam tam, okazało się że jest to zmiana rakowa, guzek wielkości ja wiem, coś między borówką amerykańską a małą wiśnią. Pani dr Wojtasik napisała "guzek wywodzący się z lewej 3 pary gruczołu sutkowego. twardy, przesuwalny, niebolesny. od guza w stronę tylną wyczuwalna ciągnąca się taśmowata zmiana. osłuchowo słyszalne zaburzenia rytmu serca." pani także poinformowała mnie o możliwościach: wycięciu + sterylizacji, wycięciu + możliwych nawrotach, oraz pozostawieniu zmiany i obserwacji. dostałam lek prillium, do podawania co 12h po 0,05ml. Za wizytę zapłaciłam około 70zł z tego co pamiętam. Potem życie ułożyło mi się tak, że znów musiałam wyjechać na kilka tygodni ale wróciłam wcześniej, bo guzek zaczął zauważalnie rosnąć. W tej chwili jest wielkości dwóch i pół wisienek, mocno widoczny, nie uniemożliwia poruszania, ale widocznie przeszkadza w chodzeniu szczura. wymacałam dokładniej i znalazłam kolejne guzki: pod prawą paszką trzy malutkie - jeden wielkości ziarnka pieprzu, dwa wielkości małych rodzynek, kolejny w lewej pachwinie, wielkości jagody, nad lewym udem wielkości ziarnka pieprzu, i od lewą paszką kolejny wielkości rodzynka. Dramat. nie ma słów, którymi wyraziłabym to, jak potwornie się czuję. wiem, że takie rzeczy się zdarzają i jedyne co mogłam zrobić, to wysterylizować zawczasu, o czym nie powiedział mi żaden wet na pierwszych wizytach Rachel, ale i tak obwiniam siebie. Poszłam więc znowu do Ogonka, doktor dała mi więcej prillium i powiedziała, że trzeba operować. I tu pojawia się problem: czy tyle zmian jest w ogóle operacyjnych? jeśli tak, to bez zawahania poło że Rachel na stół. Drugi problem jest taki, że nie znam się kompletnie na dobrych szczurzych wetach oraz cenniku zabiegów, wertowałam forum i znalazłam oprócz ogonka tylko pulsvet, i chyba tam pójdę. W Ogonku za same zabiegi przed operacyjne skasują mnie na ładną sumę - usg brzucha 60zł, rtg brzycha 73zł, badanie krwi 72zł, +usg serca w jakiejś klinice na Kijowskiej - 50zł. Co mam zrobić? Czy ktoś był w podobnej sytuacji? Polecacie jakiegoś równie dobrego, lecz tańszego lekarza? Jeśli nie znajdę wyjścia Rachel będzie operowana w Ogonku, ale bardziej niż o portfel boję się, że nacinanie tylu miejsc ją wykończy. Musze dodać, że Rachel cieszy się bardzo dobrym zdrowiem, wciąż lata jak młody szczur, biega, rozrabia, zaczepia. Jedyne oznaki jej starości to troszkę rzadsze futerko i przysiwiała mordka. Poza tym kompletnie normalny szczur. A, i jeszcze na pierwszej wizycie Rachel ważyła 465gram, na dzisiejszej zaś 440. Czy utrata wagi, pomimo rośnięcia guza, ma znaczenie? Nie zmieniła diety i wciąż ma taki sam apetyt.
Drodzy, pomóżcie, bo moje sumienie nie da mi żyć.